Kryzys Wniebowstąpienia
Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę… Dz 1, 1 – 11
Właśnie tak odczytałem to dzisiejsze wydarzenie – jako kryzys. Bo owszem, Kościół się raduje, gdyż Jezus idzie do nieba i zabiera tam ze sobą naszą ludzką naturę, wywyższa ją i zapewnia, że my też się tam znajdziemy. Ale po ludzku On odchodzi i wczułem się w sytuację uczniów – oni przeżywają stratę. Każde odejście boli i jest jakąś tęsknotą i za osobą i za tym czasem, który razem spędzili (przed Wielkim Piątkiem). A to niestety już nie wróci i potrzebują się z tym pogodzić.
Wniebowstąpienie to kryzys, w którym z jednej strony trzeba „przepłakać” i pozwolić odejść tym dawniejszym czasom, pozwolić odejść Chrystusowi takim, jakim Go znali do tej pory. A to wszystko po to, żeby zaczęło się coś nowego – by przyszedł Duch Święty, którego On im obiecał, który przypomni im nie tylko naukę Jezusa, ale odciśnie w ich sercu Chrystusa. Do tego stopnia, że staną się do Niego podobni. Kryzys to piękny, cudowny czas, w którym odchodzi to, co stare, a przychodzi to, co nowe. Jeżeli tylko pozwalam, by stare odeszło i nowe przyszło…
Bo wielu ludzi żyje dziś jak ludzie niedzisiejsi. Ich życie duchowe zatrzymało się na pewnym etapie i nie pozwolili mu urosnąć. Nie pozwolili sobie na kryzys, w którym – owszem – byłoby trudno, ale i modlitwa trochę bardziej by „wydoroślała”, i życie duchowe stanęło by bardziej na własnych nogach. Kiedy przychodzi kryzys, kiedy pojawia się oschłość na modlitwie, jakaś forma pustyni, to bardzo często nie jest moment, kiedy trzeba modlitwę porzucić (poprzez zniechęcenie, brak smaku), tylko może to być zaproszenie Boga do tego, by zrobić krok dalej i pójść głębiej np. poprzez zmianę formy modlitwy. No chyba że oschłość i strapienie przychodzą z powodu lenistwa duchowego i zaniedbywania modlitwy…
Kiedy tylko pozwolę przejść temu kryzysowi, to na nowe życie otrzymam nowego Ducha, jak uczniowie, którzy po Wniebowstąpieniu, wraz z Maryją wracają do Wieczernika i… po prostu się modlą. Wiele razy, kiedy miałem kryzys, brakowało mi tej wierności w modlitwie, a tu chodzi tylko o to. Jest kryzys, jest oschłość i pustynia – nic nie zmieniam i modlę się tyle samo. A wtedy? Przychodzi Duch, jak na Maryję i Apostołów. Duch przychodzi nie tylko w kryzysach, ale także w kryzysach i może przede wszystkim w kryzysach, jeśli tylko… jestem wierny do bólu.