Całkowita zależność
Zjemy to, a potem pomrzemy. 1 Krl 17, 7 – 16
Poruszające jest w tym tekście zaufanie, jakie Eliasz ma względem Boga. Ten tekst pokazuje jego całkowite wydanie w ręce Boga, który prowadzi go w miejsca, gdzie On sam – Pan i Zbawca, dba o jego życie, o najdrobniejsze jego szczegóły. My dzisiaj mało umiemy tak żyć. Wiele rzeczy jest zabezpieczonych, wiele sytuacji jasnych. Sporo w tym wystarczalności czy samowystarczalności, a brakuje zależności od Boga. Sam widzę różne lęki, które się we mnie budzą, kiedy sytuacja zaczyna być trudna. O zaufanie w codzienności nie jest łatwo. Dopóki jest spokojnie, to i owszem, ale kiedy coś zaczyna się dziać… i to czasem nawet w drobnych sprawach.
Całkowita zależność od Boga… mam wrażeniem że to jest klucz to bycia solą ziemi i światłem świata, o czym mówi dzisiaj Jezus (Mt 5, 13 – 16). Bo wydaje mi się, że nie chodzi tu w pierwszym rzędzie o moje czyny. Przecież one biorą się z czegoś, z mojej wewnętrznej postawy. Właśnie postawy całkowitej zależności od Boga, wydania się w Jego ręce, pozwolenia Mu działać i to tak bardzo, jak się tylko da. Moje czyny to już tylko naturalna konsekwencja tej postawy. Bo ostatecznie ludzie owszem, mają widzieć moje dobre czyny, ale chwalić mają nie mnie, lecz Ojca, który jest w niebie. Przy pustym aktywizmie istnieje niebezpieczeństwo, że będę grał „na siebie”, a nie „na Boga”. Mogę odebrać chwałę Bogu, a próbować przelać ją na siebie, pokazując innym, jaki to jestem pobożny, mądry, pokorny czy cokolwiek innego będę chciał pokazać.
Tę postawę zależności widzę również w kobiecie, do której przychodzi Eliasz. Ona naprawdę daje mu wszystko, co ma. Wyciąga ku niemu nieomal puste ręce, mówiąc, że zjedzą to, co mają, a potem umrą, bo już nic więcej nie ma. Ten jest gest jest bardzo podobny do kobiety, która na oczach Jezusa wrzuca do skarbca świątyni dwa pieniążki – wrzuca wszystko, co posiada.
Z niedostatku można narzekać. A można również umrzeć. Można umrzeć z niedostatku miłości, niedostatku sprawiedliwości, niedostatku ciepła i troski. Można umrzeć z niedostatku Boga, drugiego człowieka, bliskości. Ale ta śmierć prowadzi ostatecznie do życia, bo to Bóg sam przejmuje inicjatywę i nie pozwala wyczerpać się naszemu ubóstwu. Nie pozwala wyczerpać się naszej zależności od Niego i w jakimś sensie „wynagradza” ją. Obym tylko chciał w nią wejść i to najpełniej, jak potrafię. Bo mam wrażenie, że Boga nie zadowalają nasze ofiary, choćby największe. On chce WSZYSTKO! Chce nas razem z naszymi głodami, niedostatkami, tęsknotami, słabościami, pustymi rękoma i wszelką nędzą, jaką by w nas znalazł. On chce absolutnie wszystko!!! Kobieta daje wszystko i stawia na szali swoje życie, a w jej czynie można zobaczyć działającego Boga. Bo nie może się ukryć miasto położone na górze… Chodzi jednak o miasto, które paradoksalnie jest w głębinach. Chodzi o smak, który jest w głębi mnie i światło, które stamtąd płynie. Z wnętrza, z głębi, ze środka mnie to wszystko płynie, jeśli jestem (staję się) zależny od Boga w sposób pełny.
Jak można powiedzieć , że „jutro chyba pomrzemy” i mieć zaufanie do Boga ? Powinna powiedzieć coś innego np. ” to nasz ostatni posiłek ale wierzę , że jutro też Bóg nam okaże łaskę” .
Kobieta daje wszystko i stawia na szali swoje życie, a w jej czynie można zobaczyć działającego Boga. I czy to zostało zauważone ?
Bo Eliasz do niej został posłany………. I …… ?