Patrzeć jak Bóg
Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych. Mt 20, 1 – 16a
Po raz kolejny uderza mnie rzeczywistość królestwa niebieskiego, porównanego do gospodarza, który jest w ciągłym ruchu. To jak Bóg z ignacjańskiej kontemplacji ad amorem [Ćwiczenia Duchowe 236], który pracuje dla mnie. Królestwo niebieskie nie jest więc czymś statycznym, jakimś miejscem, biernym, stałym. Jest czymś dynamicznym, pełnym ruchu i życia, jak ów gospodarz, który wychodzi wczesnym rankiem, najmuje robotników, posyła ich, umawia się o zapłatę. Do tego właśnie jest podobne królestwo niebieskie.
Zwołanie robotników. Poruszyło mnie i zastanowiło to, że rządca ma ich zwoływać od ostatnich do pierwszych. Świat przyzwyczaił mnie do tego, że pierwsi są ci najważniejsi. To prezes, dyrektor, szef dostaje pensję jako pierwszy, dostaje zawsze lepszy fotel i bardziej wygodny niż inni. A tutaj Ci ostatni dostają niesamowity bonus: nie dość że pracowali najkrócej, ominął ich skwar i palące słońce (palestyńskie), mało tego – dostali tyle samo, co ci najdłużej pracujący, to jeszcze dostali pieniądze jako pierwsi. Czy nas to nie wkurza? Czy nie burzy ustalonego porządku i ładu, no a przede wszystkim jakiegoś poczucia elementarnej sprawiedliwości?
I pewnie po coś to jest. Bóg chce zburzyć moje schematy i patrzenie na bliźnich: tych „ważniejszych” i tych „zwyczajnych, szarych”. Mam patrzeć na wszystkich jednakowo jako na tych, których dotyka łaska Boża i miłość (czy ją przyjmują, to inna rzecz). Zbawienie jest dla każdego, a nie tylko dla chodzących do kościoła.
Tylko że ja na rzeczywistość mogę patrzeć „złym okiem”. Mogę widzieć jak faryzeusze, którzy na ewidentne cuda, wskrzeszenia, uzdrowienia i wypędzenia demonów mieli jasną odpowiedź, że „przez Belzebuba, władcę złych duchów, wypędza złe duchy”. Na dziejące się dobro patrzyli złym okiem. Ile we mnie zazdrości i zawiści? Czy bliźni wokół mnie jest moim bratem, czy też rywalem, a może i wrogiem? A przecież słońce świeci na dobrych i złych, deszcz pada na sprawiedliwych i podłych. W tym wszystkim tylko ja nie zawsze potrafię się odnaleźć i wpycham bliźnich do różnych szufladek w mojej głowie myśląc, że pomagam Bogu zbawić świat…
Uczę się w szkole Jezusa patrzeć na innych tak, jak patrzy Jezus, mój Bóg. Codziennie rano, przed pracą wchodzę do kościoła i klęcząc przed obrazem Jezusa Miłosiernego długo wpatruję się w Jego piękne oczy . Potem proszę Go o błogosławieństwo. Tak umocniona idę do pracy. Cieszę się kiedy cierpliwie, ciepło zareaguję do zdenerwowanego bliźniego i dziękuję Jezusowi za pomoc bo wiem, że to co dobre od Niego pochodzi. Tych trudnych chwil jest jednak więcej. Wtedy przepraszam, proszę o pomoc.
Jezus obecny w mojej codzienności.
Codzienna Eucharystia na którą biegnę z radością.
Bóg troszczy się o wszystko co stworzył. Człowieka, pieska, ślimaczka.
lekarstwem na to jest cieszyć się z dobra innych i płakać z tymi którzy płaczą 🙂 bo jesteśmy WSPÓLNOTĄ-> Dzieci Bożych, pace
Mam patrzeć na wszystkich jednakowo jako na tych, których dotyka łaska Boża i miłość
Daje do MYŚLENIA i głębokiej analizy
Wiele ludzi uważa, że są ludzie ważniejsi i lepsi, a tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami. Bóg wszystkich kocha jednakowo, bez względu na to ile ktoś ma przyjaciół, pieniędzy i jaki jest. Powinniśmy patrzec jak Bóg, traktowac wszystkich ludzi na równi i nie tworzyc niepotrzebnych konfliktów.
W tym świecie jest tyle rywalizacji, czasem mam wrażenie, że nawet wśród najbliższych jest najbardziej zacięta walka…Czy ja potrafię wtedy patrzeć na bliźniego jak na brata? On przecież w oczach Boga jest taki sam jak ja i tak samo Bóg go kocha…