Chodzić po wodzie
Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. Mt 14, 22 – 36
Moje życie chrześcijańskie ma być chodzeniem po wodzie. Koniec kropka. Nie ma innego wyjścia. Inaczej grozi mi zamiana wiary na coś, co może stać się nawet jej karykaturą.
Woda to strasznie niepewny grunt. Ktoś, kto próbował po niej chodzić, wie jak to wygląda. To nic stabilnego, nic stałego, bezpiecznego. I tak ma być. Moja wiara jest dokładnie taka. Inaczej stanie się pewnością. Tylko że wiara nie ma być pewnością. Nie ma być poukładanym światem, w którym wszystko jest jasne i klarowne, kawa na ławę. Wiara jest Tajemnicą. I jaką taką ma ją nie tylko postrzegać, ale i przeżywać. To nic pewnego.
Zbyt często próbujemy zamknąć Boga w naszych ludzkich „pewnikach”. Tracimy wtedy naszą wrażliwość – i na Boga, i na drugiego człowieka. Wszystko staje się przewidywalne. Ale Bóg nie jest przewidywalny. Jeśli nie pozwolę Mu być naprawdę Bogiem we mnie, nie przyjmę Go z Jego wolnością i Tajemnicą, to zamknę Go w swoich szufladkach, tylko że to nie będzie prawdziwy Bóg, lecz moja wyobraźnia. Bo prawdziwy Bóg jest ponad tym, co ja sobie wydumam, wymyślę, wyobrażę. On jest Bogiem i jako taki chce być przeze mnie przyjęty. Drugi człowiek jest dla mnie tajemnicą (nawet ten najbardziej znany), a co dopiero Bóg!
Mam w mojej wierze kroczyć po niepewnym gruncie i zawierzyć Temu, który mówi mi „Przyjdź”. Zawierzyć tylko Jemu i bez lęku patrzeć na wszystko inne. Bardzo porusza mnie to, że Piotr przestraszył się silnego wiatru. Dlaczego więc Jezus nie mówi mu o braku odwagi, tylko o braku wiary? Bo tekst grecki używa takich słów, że Piotr ten silny wiatr uznał za boski. Jakby przez chwilę zwątpił w boskość Jezusa i jakby na chwilę stracić do Niego zaufanie, a moc boską przypisał silnemu wiatrowi, którego się przeląkł. No i zaczął tonąć, bo każdy bożek, jakikolwiek by nie był, sprawia, że tonę.
Ile mam takich bożków dziennie? Ile razy dziennie, choćby na chwilę, zamiast Bogu ufam czemuś lub komuś innemu? W czym pokładam nadzieję, albo to ubóstwiając, albo trwając w „świętym” lęku? Te słowa pokazały mi, że potrzebuję ciągłego nawracania. Potrzebuję codziennego procesu przylgnięcia do wiary, niezależnie od okoliczności, warunków, trudności i niebezpieczeństw. Abym nie miał niczego, czemu składałbym pokłon – czy to z zachwytu, czy z lęku. Bo wtedy zacznę tonąć i tracić życie. A nawet gdyby tak się stało, obym umiał krzyknąć: „Panie, ratuj mnie”. Obym umiał uznać w Jezusie jedynego Pana i Zbawiciela.
Tak, Panie. Bardzo pragnę wiary bez podpórek, bez zabezpieczeń, zdolnej chodzić po wodzie. Jeszcze mi do tego daleko, bo zbyt wiele bożków dokarmiam. Ale chcę, by moje życie było w Twoich rękach. Tylko Twoich…
Tak, Panie. Bardzo pragnę wiary bez podpórek, bez zabezpieczeń, zdolnej chodzić po wodzie.
Wiem Panie ,że TY napisałeś dla mnie „historię mojego życia” i nic bez Ciebie nie dzieje się we mnie i moim otoczeniu.
Ćwiczę to każdego dnia , jakże często chcę po swojemu nic z tego ?