Ciemność wiary
Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Mt 15, 21 – 28
Jaka jest moja wiara? Ta pogańska kobieta porusza mnie i zawstydza. Ale po kolei…
Po co Jezus poszedł w tamte okolice, skoro jest posłany tylko do pogubionych owiec Izraela? Dla mnie to prowokacja. Zbliża się do granic pogańskich choć nie zamierza ich przekroczyć. Natomiast wywołuje stamtąd – jak wilka z lasu – kobietę, której córeczka jest dręczona przez demona. Bo tam, gdzie pojawia się Jezus – Słowo Ojca – natychmiast ujawniają się demony, ciemności, lęki. Wszystko, co ukryte nagle staje w świetle i już nie ma się gdzie ukryć.
Jezus milczy. Choć kobieta krzyczy, On nie odzywa się do niej wcale. Jakby ją ignorował, zbywał, odtrącał. Pewnie tak się czuła. Ale ona nie przestaje wołać i krzyczeć. Dla mnie to moment, który mnie chyba najbardziej porusza. W moim odczuciu owa kobieta przeżywa właśnie ciemność wiary. Bo jak inaczej nazwać tę sytuację? Kojarzy mi się ona z opisami, jakie zostawili mistycy. To poczucie bycia odłączonym od Boga, jakby od Niego odepchniętym, zostawionym, z pustką i ciemnością w duszy. Czyż nie tak mogła się czuć ta kobieta, która krzyczy za Jezusem, a On milczy i ją zbywa?
Dla mnie to głębia wiary, która nie ucieka od ciemności i pustki. Wiary, która w takiej właśnie sytuacji kompletnego zagubienia i poczucia straty ma możliwość ukazania swojej głębi i wielkości. Wiara to ciemność i… sam boję się tego, o czym piszę.
Boję się, bo moja wiara jest ciągle bardzo wygodna i przyjemna. Życie przeżywane w jakimś świetle, Pan Jezus nierzadko traktowany jak „automat” do spełniania życzeń, wszystko takie jasne i klarowne. Żeby tylko było sporo pocieszeń duchowych, tych „cukiereczków”, które osłodzą życiowe trudności… ale wyczuwam, że zupełnie nie o to chodzi, że to musi zniknąć, opaść jak stare łachmany.
Prawdziwa i głęboka wiara to ciemność, to pustka, brak, lęk, niewygoda, zagubienie. To spacer duszy w gęstych ciemnościach. I ta niewiarygodna tęsknota, która pcha człowieka do przodu. Mimo wszystko. Podobnie jak ta kobieta, która zostaje nie tylko zbyta milczeniem, ale wręcz odepchnięta i nazwana psem.
Boże, jak bardzo chciałbym mieć jej wiarę, która wobec tego wszystkiego, co ją spotkało, nie poddała się, nie załamała, nie machnęła ręką, lecz poszła do końca. Wiara, która czyni cuda, chodzi po wodzie, przechodzi przez ciemności. A przede wszystkim wiara, która ostatecznie przejdzie przez drzwi śmierci. Bo wiara to śmierć, to najprawdziwsze umieranie…
Wiary, która w takiej właśnie sytuacji kompletnego zagubienia i poczucia straty ma możliwość ukazania swojej głębi i wielkości.
Doświadczyłam takiego uczucia. „padałam” i krzyczałam PANIE JESTEM B E Z R A D N A
Czytam ten blog juz od jakiegos czasu i wpisy sa cudowne, bardzo mnie poruszaja. Co tydzien jestem na kazdej mszy o 19, ktora ksiadz prowadzi i jest mi strasznie przykro, ze ksiadz wyjezdza do Warszawy. Chce zeby ksiadz wiedzial, ze moje myslenie i zycie zmienilo sie na lepsze i nie wyobrazam sobie niedzieli i zycia bez Pana. Jesli bede w Warszawie i bedzie taka mozliwosc, od razu ksiedza odwiedze. Az lezka sie w oku kreci. Bardzo bardzo dziekuje!
„Wiara to ciemność… i sam boję się tego, co piszę”…
Ale jest też czymś PIĘKNYM, pomimo wszystko… albo właśnie w tym wszystkim…
Tego wewnętrznego ruchu ku Panu życzę Tobie i sobie, i wszystkim.