Przemieniony w syna
Tam przemienił się wobec nich… Mt 17, 1 – 9
Jezus się przemienia wobec uczniów. Pokazuje im, kim JEST, w jakimś sensie odsłania siebie, swoje serce, miłość. On sam ich prowadzi na górę, to Jego inicjatywa. Zaprasza ich do wysiłku, bo trzeba wejść na górę.
Góra od zawsze w tradycji biblijnej jest miejscem spotkania z Bogiem i Jego objawiania się. Dla mnie ta scena jest ukazaniem, czym w istocie jest modlitwa. Ta scena jest ułożona jak kolejne kroki modlitwy.
Najpierw trzeba sobie uświadomić, że modlitwa to inicjatywa Boga w nas. To On do niej porusza, popycha i chce, byśmy na tą górę weszli. Owszem, można odmówić, można zamknąć serce, można się zniechęcić, itd. Ale On jest Pierwszy w wychodzeniu ku mnie. I to On chce się najpierw przemienić wobec mnie. To ciekawe, bo przecież to we mnie ma dokonywać się zmiana, nawrócenie, większa miłość i otwarcie serca. A tu znów On jest pierwszy, On przemienia się wobec mnie.
On pokazuje mi, jaki jest naprawdę. I to jest strasznie ważne, bo okazuje się, że tworzę sobie w głowie własne wyobrażenia Boga i tego, jaki On „powinien” być, jak powinien mi pomagać, jak wspierać. Ale Bóg nie wpisuje się w moje schematy i moje oczekiwania. To ja mam przemienić swoje życie i uczynić je na Jego wzór, nie odwrotnie. Tymczasem nierzadko jest we mnie tendencja, by to On do mnie się dopasował, na co Pan nigdy się nie zgodzi. On jest sobą, On jest Bogiem i dzisiaj pokazuje mi siebie w tym, jaki jest. A to wszystko w kontekście dwóch wydarzeń – z jednej strony zapowiedzi męki (przed Przemienieniem), a z drugiej wypełnieniem tej zapowiedzi na Golgocie (po Przemienieniu). Więc moja przemiana ma się dokonać w tym kluczu i nie inaczej.
W modlitwie więc Bóg się przemienia wobec mnie, abym mógł zobaczyć i uświadomić sobie, jaki On jest naprawdę i bym mógł według Jego wzoru przemienić moje życie. Bym tak naprawdę został przemieniony w syna. W sumie to ta przemiana dokonuje się we mnie Jego mocą, a nie tylko moim wysiłkiem. To Jego praca we mnie. Owszem, próbuję z Nim współpracować, ale mam wrażenie i poczucie, że to, co najgłębsze we mnie, zmienia tylko On. Bo ja nie zawsze mam do tego dostęp. Chodzi o to, bym pozwolił Mu na to, wpuścił we wszystko i wszystko Mu oddał. I bym mógł usłyszeć, że tak jak Jezus jest umiłowanym Synem Ojca, tak i ja nim jestem w Chrystusie. Taki właśnie chcę być i tak działać – jak syn Ojca. W tym jest moja prawdziwa wartość i sens życia, a nie w tym, co inni o mnie powiedzą, co o mnie myślą i jak mnie traktują.
Panie, chcę odpowiadać na każde Twoje zaproszenie do modlitwy, a więc do przemiany mojego życia – przemiany w syna. Czyń we mnie, co chcesz, pozwalam Ci na to, choć strasznie nieudolnie, o czym sam wiesz. Nie jest dla mnie ważna moja własna „doskonałość”, lecz tylko życie w Tobie, relacja z Tobą i z moimi bliźnimi. A o resztę Ty się zatroszcz, który jesteś naszym Ojcem.
Amen