Ogrodnik

Ojciec mój jest tym, który uprawia. J 15, 1 – 8

Bardzo mnie poruszyły te słowa. Jezus wyraźnie daje mi do zrozumienia, w jaki sposób Ojciec troszczy się o mnie. Czyni to jak ogrodnik, który tyle serca i wysiłku wkłada w to, co robi. Jeśli ktoś z bliska oglądał pracę ogrodnika to wie, ile wysiłku kosztuje przygotowanie ziemi pod uprawę, zasadzenie najlepszych roślin, dbanie o to, by miały odpowiednią wilgotność (podlewanie), by chwasty nie opanowały ogrodu. Tę pracę trzeba naprawdę kochać, gdyż wymaga nie tylko wiedzy, ale również cierpliwości, intuicji. Ogród to także odpowiednia kompozycja roślin, by wszystko harmonijnie współgrało ze sobą.

pomaranczeBóg zajmuje się moją duszą, jak Ogrodnik najpiękniejszym ogrodem. Ten obraz po raz kolejny pokazał mi bardzo ważną rzecz – to Bóg jest tutaj działającym, nie ja. To On się o mnie troszczy, On to wszystko czyni. Czy ja w takim razie nie mam nic robić w kwestii mojego zbawienia i szczęścia wiecznego? I tak, i nie. Mam przede wszystkim nie przeszkadzać Bogu działać. Z jednej strony jest to swoista „bierność”, o której Jezus mówi też w innych miejscach Pisma Świętego. To On dba o mój rozwój i to On wyrywa chwasty. A w sumie to nie wiem, czy On je wyrywa, czy bardziej próbuje przemienić w dobro. Wszak Jezus sam powiedział, bym pozwolił rosnąć pszenicy i kąkolowi aż do żniwa. Kiedy ja się zabieram za odchwaszczanie mojego ogrodu, to najczęściej wyrywam to, co dałoby się uratować – jeślibym pozwolił Bogu działać. On zawsze czyni to z delikatnością i wie lepiej, co jest pszenicą a co chwastem. Robi to tak, jak ogrodnicy czynią z dzikimi roślinami, które chcą „udomowić” – po prostu zaszczepiają je. Wszczepiają odnóżkę odmiany szlachetnej w roślinę, która jest dzika – i ta powoli staje się szlachetna. Czuję, że Bóg czyni to samo z moimi wadami i słabościami. Nie niszczy tego, co we mnie jest, lecz przemienia to.

Czy zatem nie mam nic robić? Cała moja „praca” ma polegać na przyjmowaniu tych Bożych zabiegów wobec mnie. A to wcale nie jest takie łatwe, bo oznacza oddawanie Mu coraz większych przestrzeni mojego życia. Chodzi o to, by ostatecznie wypełniły się we mnie słowa św. Pawła: Teraz zaś żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 19 – 20). Ojciec czyni to wszystko w tym celu, aby wszczepiony w Chrystusa stawał się do Niego coraz bardziej podobny. Mam Bogu pozwolić na to. Na czym to polega? Kiedy pracuję, to tak, jakby to czynił sam Chrystus. Odpoczywając – jakby to On odpoczywał. Dbając o relacje z ludźmi, zwłaszcza z bliskimi – jakby te relacje prowadził i budował sam Chrystus. Modląc się – jakby we mnie modlił się sam Chrystus. Skoro do Niego mam się upodabniać, to mam pozwolić Jemu działać przeze mnie. A to już samo z siebie oznacza, że np. nie będę o bliźnich myślał czy mówił źle potępiając ich, bo mam czynić jak sam Jezus, który tego nie robił. Będę pracował uczciwie i solidnie, będę dbał o relacje, przebaczał, dbał o słabszych, itd. To wszystko mam czynić tak, jakby to czynił Jezus. Bym mógł za św. Pawłem powiedzieć, że choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne moje życie jest życiem wiary w Syna Bożego

Maria Magdalena (wczoraj o tym słyszeliśmy) pomyliła Jezusa z… ogrodnikiem właśnie. Św. Teresa od Jezusa również bierze ten przykład w swoje Księdze Życia – pisząc o modlitwie (św. Teresa od Jezusa, Księga Życia, rozdz. 11, 6). Moje życie duchowe jest jak ogród, którym troszczy się sam Bóg. Chce, bym dawał Mu coraz więcej przestrzeni w moim życiu, aż do ostatecznego oddania Mu panowania nad wszystkimi moimi ziemiami i posiadłościami – by On całkowicie panował nad moim życiem. Wtedy o cokolwiek poproszę w imię Jezusa – to się spełni. Nie dzieje się to od razu, lecz powoli – jak praca z ogrodem. Bez cierpliwości do siebie samego niewiele się wydarzy. Bo na prawdziwe i dorodne owoce trzeba czekać, ale z radością – przyjdą na pewno!

2 komentarze

  1. Ave
    23 lip, 2013

    Dzieki bardzo za rozważanie…..

  2. Zuza
    23 lip, 2013

    Poruszył mnie ten obraz szczepienia dzikiej rośliny i poczytałam trochę o tym. Właściwie, żeby to szczepienie miało miejsce, trzeba zranić i dziką, i szlachetną roślinę. To tak, jakby nasze rany, te części w nas, które są zranione, Jezus przykładał do swoich ran i mocno je związywał. Wtedy jesteśmy zaszczepieni Nim, wtedy stajemy się podobni do Niego. Niesamowity obraz…

Skomentuj Ave Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *