Głód

Gdy był głód na całej ziemi, Józef otwierał wszystkie spichrze, w których było zboże… Rdz 41, 5542, 24a

Nie wiem, co to głód fizyczny. Chleba nigdy mi nie brakowało. Owszem, w trudnych momentach dzieciństwa, kiedy komunizm ciągle szalał, czasem nie było zbyt wiele, by na ten chleb położyć. Musiał wystarczyć smalec własnej roboty, kiszony ogórek. I tak czasem przez kilka dni. Ale głodny nigdy nie chodziłem.

Odkrywam w sobie jednak inne głody. Największy z nich to głód miłości. Ale najpierw miłości okazywanej w sposób bardzo konkretny. Ciepłe słowo, przytulenie, noszenie na rękach, zainteresowanie, wsparcie w trudnych momentach. I mam wrażenie, że nie tylko ja mam tutaj jakieś braki, mniejsze lub większe. Te głody, które płyną od czasów dzieciństwa, czasem mocno zasilają rzekę mojego życia.

Uświadamiam sobie coraz częściej, że próba spełnienia tych głodów nie daje mi spełnienia w życiu. Jest we mnie głód, którego nikt i nic na tym świecie nie jest w stanie zaspokoić. To głód Boga. On przekracza wszystko, co jest na świecie. Ten głód szarpie mną, kiedy nic mnie nie cieszy z tego, co jest wokół mnie. Nawet cudowne relacje z ludźmi, ukochane osoby.

Najciekawsze jest jednak to, że z jednej strony odczuwam głód, z drugiej tak trudno czasem sięgnąć po jego zaspokojenie. Bo chodzi o nic innego jak o wejście w głęboką relację z Bogiem.Wiem, że w tym życiu nigdy tego głodu nie zaspokoję. We mnie ma być pragnienie Boga, inaczej przestanę się rozwijać i dojrzewać. Wiem, że przez całe życie będę „na głodzie”, bo nie jestem w stanie Boga pojąć, zrozumieć, pokochać tak w pełni. Czuję się zbyt mały i słaby. Ale Bóg, choć z jednej strony jest dla mnie tajemniczy i zakryty, z drugiej – odsłania się, objawia, pokazuje swoje serce (którego nigdy nie zgłębię), a czyni to przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. Noszę w sobie głód, ale nie do zaspokojenia. Chcę Boga uchwycić, ale równocześnie od Niego tak często uciekam.

To wszystko we mnie jest takie paradoksalne. Mój głód jest gdzieś pośrodku tego wszystkiego. Odkrywam go jako coś bardzo ważnego i potrzebnego. Szkoda, że tak często próbuję zapchać go byle czym. Odkrywam Boga, który z niezmierzoną litością pochyla się nad nami, biednymi ludźmi, którzy z głodu miłości, zrozumienia i miłosierdzia wpadają w nałogi, toksyczne związki, uzależnienia, wirtualny świat, depresje, itd. On nikogo nie potępia, bo On wie, co czujemy i przeżywamy. A jednak… nie zabiera nam tego głodu, bo gdyby nie on, to przestalibyśmy szukać i pragnąć. Przestalibyśmy szukać sensu i celu życia, a w konsekwencji – Boga. On już woli jak błądzimy, mylimy się, upadami, szukamy po omacku. Przestać szukać i pragnąć – to coś o wiele gorszego.

Nie likwiduje głodu, ale wychodzi nam naprzeciw. Powołuje Apostołów i zakłada Kościół (Mt 10, 1 – 7), w którym możemy się karmić Jego Słowem oraz Ciałem. Każdy, kto jest głodny, może przyjść i wziąć. To miejsce, gdzie Bóg sam siebie daje. Nie zabiera mi głodu, ale chce Go zapełnić sobą. Szkoda, że tak wielu ludzi traktuje Kościół jako kolejną instytucję, a nie jak wspólnotę ludzi głodnych, dla których Bóg urządza wielką ucztę. Udajcie się do Józefa – mówi dziś faraon do głodnych Egipcjan – i co on wam powie, czyńcie. A Józef egipski jest obrazem Jezusa, którego Bóg posłał na świat, by go wybawił z większego głodu, niż głód żołądka.

Jesteś głodny? Udaj się do Jezusa i co On Ci powie, czyń!

1 Comment

  1. Kinga
    10 lip, 2013

    Ten mój głód to bardzo dobra nowina 🙂
    Dziękuję za przepiękny tekst.

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *