Uwolnić serce
Jezus począł czynić wyrzuty… Mt 11, 20 – 24
Bóg kocha moją słabość i nędzę. Ostatnio mocno tego doświadczam. Nie potępia mnie, nie karze, nie separuje mnie jak trędowatego. Pochyla się nade mną z troską i czułością. Po prostu okazuje mi miłość, która jest w pełni miłością Bożą – a więc w żaden sposób nieograniczoną, a jednocześnie okazuje mi ją na sposób ludzki.
Wyobrażam sobie, że tak samo postępował Jezus te 2000 lat temu. Kiedy rozpoczynał chodzenie po Palestynie i głoszenie Ewangelii, to rozpoczął właśnie od tych słów: Czas się wypełnił i przybliżyło się do was Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Pierwszy przekaz jest pozytywny. „Czas się wypełnił” oznacza, że Bóg już nie chce dłużej zwlekać, że tęskni za człowiekiem i pragnie, by ten odpowiedział na Jego miłość. „Przybliżyło się do was Królestwo Boże” – Bóg jest pośród was. Bóg wypełnia tęsknoty i pragnienia człowieka. Jest bliżej niego, niż on sam siebie. Bóg tak się przybliżył do człowieka, że ten może Go dotknąć, doświadczyć, zobaczyć. A dzisiaj dodalibyśmy jeszcze – posmakować.
Te dwa komunikaty są bardzo pozytywne i niosą w sobie esencję Ewangelii, jej istotę. Bo tu nie ma mowy o grzechu, słabości, wadach. Tu jest mowa o Bogu, który kocha do szaleństwa i już nie chce dłużej czekać. O Bogu, który jest blisko każdego człowieka. Każdego! Bez wyjątku. I Jezus potwierdził to, kiedy bez słowa wyrzutu czy krytyki zbliżał się do celników i prostytutek i jadał z nimi. Natomiast dużo krytykował tych, którzy uważali się za „sprawiedliwych, pobożnych, dobrych, moralnych”. Ale ja nie o tym…
Bo dopiero drugie zdanie wzywa do nawrócenia. A nawrócenie w tym kontekście jest daniem pozytywnej odpowiedzi na Bożą Ewangelię. Mówiąc najkrócej: Bóg mówi do człowieka – kocham Cię! Nawrócenie jest odpowiedzią człowieka: mój Boże, do tej pory kochałem tyle innych rzeczy, ale od teraz te słowa są zarezerwowane tylko dla Ciebie! I nie tylko słowa, ale też czyny! W ten sposób człowiek dokonuje przeorientowania całego swego życia i wiarą przyjmuje Ewangelię, tj. Dobrą Nowinę o miłości i zbawieniu, które przynosi Bóg.
Jezus wyrzuca mieszkańcom Korozain, Betsaidy i Kafarnaum, że poświecił im najwięcej czasu głosząc Dobrą Nowinę o zbawieniu i miłości Boga, że dokonał dla nich tyle znaków – a ich odpowiedź jest taka marna. Jakby byli nieczuli na miłość Boga, jakby ich nie obchodziła Jego troska. Boga, który przyszedł do swoich, lecz swoi Go nie przyjęli (J 1, 11). Pomyślałem o tym, co Bóg dla mnie czyni każdego dnia i jaka jest moja odpowiedź na Jego miłość. Bo Bóg nie rozpoczyna dialogu ze mną od potępienia mnie, od krytyki czy wezwania do nawrócenia. Zaczyna od przyciągnięcia mnie do siebie, do tego, bym posłuchał Jego słów pełnych miłości i troski. Dopiero kolejnym krokiem jest wezwanie: „zawróć z dotychczasowej drogi i pójdź za Mną”. Tak Bóg przychodzi do każdego człowieka. Ja nie zawsze taki jestem wobec moich bliźnich. Czasem najpierw chcę, by oni się zmienili, a dopiero potem mogę im (ewentualnie, łaskawie) okazać życzliwość. Bardzo mnie smuci taka postawa, ale jeszcze czasem zauważam ją w sobie.
To nawrócenie… u mnie nie dokonuje się od razu i całkowicie. I nie jest to wina Boga. Widzę w sobie tyle przestrzeni, do których ciągle jest przywiązane moje serce. Nie zwracam się wtedy całkowicie ku Bogu, bo przecież sam Jezus powiedział, że gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6, 21). Do czego jest przywiązane moje serce, w tym widzę wartość i za tym idę. Nawet, gdy słowami deklaruję coś innego (św. Ignacy nazywał to nieuporządkowanymi przywiązaniami, które nie są grzechem, ale do grzechu mogą prowadzić, a na pewno spowalniają postęp duchowy). Bóg jest Kimś takim, że nie można kochać jednocześnie Jego i czegoś innego na świecie. Nie tą samą, absolutną miłością – wczoraj powiedział o tym bardzo dobitnie.
Panie, uczyń moje serce wolnym, bym każdego dnia odpowiadał na Twoją miłość – najpełniej jak potrafię!