Syn pocieszenia
Każdemu też rozdzielano według potrzeby. Dz 4, 32-37
Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. J 3, 7b-15
Józef, zwany Barnaba, to znaczy Syn Pocieszenia… Ten przydomek mówi, że został on zrodzony z pocieszenia. Z drugiej strony może wskazywać na Jego misję – pocieszenie. Dla św. Ignacego owocem prawdziwego spotkania z Bogiem jest pocieszenie duchowe, tj. odczucie Jego bliskości i rozpalenia miłości w sercu. A po Zmartwychwstaniu misją Jezusa – według Ignacego – jest pocieszanie swoich, jak to zwykli czynić sobie nawzajem przyjaciele. Tu nie chodzi o tanie „wszystko będzie dobrze”. Pocieszyć oznacza wcielić w życie „jestem z Tobą”.
Sprzedawali wszystko i przynosili do Apostołów. To jest to, co czyni w nich Duch. Nowy sposób życia. Stary sposób życia oznacza gromadzenie wszystkiego „dla siebie”. Ego jest zranione przez grzech, tj. nosi w sobie impuls zawłaszczania (nawet chciał sięgnąć w raju po bycie bogiem), a wraz z nim gromadzenia. Duch przynosi nowy sposób życia. Tu nie chodzi o to, by nic nie posiadać, lecz o to, gdzie jest serce i czy do czegoś nie jest przyklejone w sposób nieuporządkowany. Wtedy serce staje się zniewolone.
Droga do wolności to droga ku coraz głębszej relacji z Tym, od którego wszystko mam. Wtedy mając, nie posiadam. Wtedy jestem coraz bardziej wolny, obojętny wobec zakusów zawłaszczania (ludzi, przedmiotów, świata). Tym bardziej jestem obojętny wobec bogactw tego świata, im bardziej jestem nie-obojętny wobec Boga, od którego wszystko pochodzi i który daje mi wszystkiego, czego potrzebuję. Każdemu rozdzielano według potrzeby, a nie według „należy mi się”. A więc mam mieć kontakt z tym, co potrzebuję.
Owszem, czasem moje potrzeby zasłaniają mi Boga i bliźniego. Jednak jest w tym dzisiejszym czytaniu taki przepływ darów, przepływ miłości. Ja coś ofiarowuję, daję z siebie, sprzedaję i oddaję, a równocześnie dostaję to, co potrzebuję. Oddając nie jestem zostawiony na pastwę losu, bez pomocy. To przepływ miłości, zaufania. To dzieje się w Trójcy w sposób doskonały, bez żadnych przeszkód.
I to przynosi prawdziwe pocieszenie
Posiadanie kojarzy mi się z siadaniem, posiedzeniem. Usiąść mogę w kontrolowanym przeze mnie celu. W celu zatrzymania się, aby ułatwić jakiś proces. Proces odpoczynku, skupienia, spożycia posiłku, czekania. Po zakończeniu czynności należącej zewnętrznie do klasy statycznej, przychodzi czas na podjęcie aktywności i zmiany postawy. Stąd kiedy chcę dojść do dalej położonego celu, przystanki na drodze są dużym ułatwieniem. Cóż mi jednak przyjdzie z posiadania własności przystanku napotkanego na drodze? Nie mogę pozostać w nim na zawsze, jeżeli chcę iść dalej.
Nie usłyszę szumu wiatru, jeśli nie poruszy cząsteczek powietrza.
Żądza posiadania jest, jak chęć siedzenia na każdym możliwym krześle. Nie ma sensu. Równie bezcelowe jest siadanie na wielu krzesłach na raz. Im wyższy stos krzeseł tym dotkliwiej boli upadek z niego.