Daj się połamać jak chleb

Ciało moje jest prawdziwym pokarmem… J 6, 51 – 58

Jezus jest tym, który daje siebie w całości. Wczoraj usłyszałem bardzo poruszające mnie porównanie, że można albo dać innym coś z siebie, albo dać siebie. Jezus nie daje mi takich prezentów, jakoby wyciągał je „z szafy” i z wielką radością mi je wręczał. On daje samego siebie, daje całe swoje życie. W każdym darze, jaki od Niego otrzymuję, jest On sam i to w pełni. JEST OBECNY w tym, co mi daje. A ponieważ  najważniejsze, co od Niego otrzymuję, to życie, więc tej Jego obecności nigdy mi nie zabraknie. Bo On jest Życiem. W życiu, które od Niego otrzymuję jest On sam, w pełni i jest dla mnie.

Wynikają z tego dla mnie dwie rzeczy. Pierwsza, o której Jezus dziś wspomina – potrzebuję się Nim karmić. Mam spożywać Boga, który stał się Chlebem. Nie chodzi tu tylko o Eucharystię, choć o nią w pierwszym rzędzie. Bo tam jest On ukryty i obecny w sposób sakramentalny, namacalny, pewny. Lecz On przychodzi do mnie jako Chleb także w codziennej modlitwie, w drugim człowieku, w wydarzeniach (nawet tych trudnych, których On nie stwarza, lecz w których JEST ze mną i nie opuszcza mnie), w każdym najmniejszym geście miłości, dobra, prawdy, wolności – we wszystkim, co stanowi moje życie. Mam się Nim karmić, gdyż staję się tym, co jem. A On moje życie prowadzi ku pełni, jaką jest Miłość. I nie chodzi tu o to życie, które nazywamy biologicznym (gr. bios), lecz o życie Boże w nas, życie wieczne (gr. zoe). To właśnie życie, które we mnie jest, przejdzie przez bramę śmierci ku wieczności. Życie „bios” się kończy w ziemi, w prochu, z którego powstałem i którym się stanę.

Karmiąc się Jezusem na co dzień staję się zdolny, by czynić podobnie jak On. By oddawać swoje życie dla braci, coraz pełniej, coraz bardziej. Wtedy ja staję się dla innych chlebem, który oni mogą rozrywać po kawałku. Bo kiedy karmię się Jezusem, staję się podobny do Niego, przyoblekam się w Niego (jak to ujął św. Paweł) w taki sposób, że „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. A wtedy inni, w zetknięciu ze mną, będą doświadczali Chrystusa, który im się daje.

Karmię się Jezusem nie po to, by samemu się tylko „najeść” i czuć sytość, lecz by moje życie się rozwijało w taki sposób, bym sam mógł dawać siebie innym w całości. Jest to możliwe w Duchu Świętym, którego Ojciec daje nam codziennie w obfitości…

 

2 komentarze

  1. Bożena
    18 sie, 2015

    Karmiąc się Jezusem na co dzień staję się zdolny, by czynić podobnie jak On.

    To prawda ,że staję się zdolna bo wpatruję się w Pana mego i staram się iść za NIM, raz lepiej raz gorzej . Uczę się Jezusa i od Jezusa ,każdego dnia i wiem że mnie nie opuszcza 🙂

  2. Kamila
    16 sie, 2015

    Mówił Ojciec wielokrotnie, żeby po prostu być przy Jezusie, iść Jego śladami. To bardzo trafiało mi do serca. A dziś przypomina, że On jest ze mną w każdym trudnym doświadczeniu. Wśród trudności można zacząć wątpić, można zapomnieć. Bardzo mi było potrzebne to przypomnienie.

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *