Na kształt deszczu
Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi… Mt 13, 1 – 9
Wczoraj Jezus przyrównał Ojca do ogrodnika, który uprawia winny krzew. Dzisiaj zaś do rolnika, który sieje ziarno na polu. Z tego wynika, że jestem uprawną ziemią. Jestem glebą, która ma przyjąć ziarno i pozwolić mu wzrastać. A wiem dobrze, że tym ziarnem jest Słowo Boże. I znów wychodzi, podobnie jak wczoraj, że to nie ja przygotowuję siebie samego pod zasiew. Wiem, że to jest trudne do przyjęcia, szczególnie że stale nam się mówi, że powinniśmy coś robić, starać się, pracować nad sobą. Ale ta ewangelia mówi coś innego. Przecież to rolnik dba o to, by pole oczyścić z kamieni, by je zaorać, zasiać, zabronować. A potem czekać na dobrą pogodę i ewentualnie zastosować środki ochrony roślin. To nie ziemia o to dba, lecz rolnik.
Jezus po raz kolejny mówi, że to Bóg troszczy się o mnie. Jemu zależy na tym, bym wydał jak największy plon. To, co ja mam zrobić, to pozwolić na te wszystkie Boże zabiegi. Mam pozwolić na zapuszczenie pługa w moje serce. A pług jest ostry, więc rani. To boli, ale czyni moje serce bardziej wrażliwszym na słowo, które ma przyjąć. Mam pozwolić na to, by Bóg – jak dobry rolnik – zasiał w moje serce najlepsze ziarno jakie ma.
Jeśli Mu na to nie pozwolę, to stanę się nieużytkiem, ziemią leżącą odłogiem, nieuprawianym polem pełnym chwastów i dzikich zwierząt (to obraz wybujałych potrzeb, ślepych instynktów, nieuporządkowanych uczuć i przywiązań, egoizmu, itp.). Czy naprawdę taki chcę być? Mam pragnienie, by stać się glebą żyzną, wydającą jak największy plon…
Jest wiele rzeczy, które mogą w tym przeszkadzać. O jednej z nich mówi dziś Księga Wyjścia (Wj 16, 1 – 15). Chodzi o szemranie przeciwko Bogu. Naród izraelski szemrze i chciałby wrócić do niewoli egipskiej, gdzie wspomina pełne garnki mięsa i chleba do sytości. W ogóle historia narodu wybranego jest historią mojej duszy. Bóg wyprowadza mnie z niewoli egipskiej (nawrócenie). Ale po krótkim czasie od nawrócenia zaczynam szemrać i z rozrzewnieniem wspominam „dawne smakołyki”. Tylko że szemranie przeciwko Bogu i Panu, przeciwko Stwórcy i Ojcu prowadzi do zatwardziałości serca. Dopada mnie wtedy to, co Pismo nazywa sklerokardia – skleroza serca. Zapominam, kto jest moim Bogiem i Panem i sam próbuję sobie ustalać zasady życia. Staję się wtedy glebą zatwardziałą, zaskorupiałą w sobie i niezdolną do przyjęcia Słowa.
Dlatego Bóg obiecuje, że ześle mi chleb z nieba, na kształt deszczu. To jego łaska mnie uzdrawia. Deszcz jest jej symbolem, bo przecież nie jestem w stanie sprawić, by deszcz padał, ani by przestał padać. Nie jest on w mojej mocy, nie mogę nad nim zapanować. Bóg zsyła mi łaskę i pokarm na kształt deszczu – bym jak sucha i spieczona ziemia, zbuntowana i szemrząca – otworzył się i przyjął Jego miłość, żywą wodę, która da mi wytchnienie i uzdolni do przyjęcia Słowa, a także wydania plonu. Panie, niech to wszystko wydarzy się w moim życiu. Bo bardzo pragnę…
Piękne rozważanie, bardzo adekwatne do mojej obecnej sytuacji. Z Panem Bogiem.