Słodkie jarzmo
Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode mnie… Mt 11, 28 – 30
Te słowa od dawna mnie intrygują. Bo z jednej strony Jezus zapewnia, żeby przyjść do Niego po pokrzepienie, odpocznienie, a z drugiej… chce nam dołożyć jarzma. Nie sądzę, by to było jarzmo jakiejś moralności czy powinności. Bo tego byśmy nie udźwignęli, gdyż moralność ma wypływać z mojego serca, które czerpie siły z Boga (nie jest prawem narzuconym z zewnątrz).
Czym więc jest to jarzmo, o którym mówi Jezus? Przyszły mi dwa skojarzenia, którymi chcę się podzielić. Jedno – od samego słowa „jarzmo”. Małżeństwo też nazywa się jarzmem, ale które wspólnie niesie dwoje ludzi. Tym „jarzmem” jest relacja, która dźwiga całą codzienność z jej radościami i troskami. Do końca nie wiem, czy to słuszna ścieżka poszukiwań, ale tak zrozumiałem wzięcie jarzma Jezusowego – jako wejście z Nim w głęboką relację i uczenie się Jego łagodności i pokory serca. Łatwe? Bynajmniej. Jest tyle we mnie przeszkód, by naprawdę w Nim znaleźć ukojenie dla mojej duszy.
Drugie skojarzenie przyszło mi z dzisiejszego pierwszego czytania, kiedy to Bóg objawia Mojżeszowi swoje imię i zapowiada wyprowadzenie Izraelitów z niewoli egipskiej (Wj 3, 13 – 20). Bóg postanowił wywieść was z ucisku w Egipcie – to znaczy On ich uwolni, On da im wytchnienie i pokrzepienie w ich utrudzeniu i obciążeniu. Ale równocześnie nałożył na nich pewne „jarzmo” – uwierzenie w Boże Słowo i pójście do faraona, by mu o tym wszystkim powiedzieć. Mówiąc inaczej, Mojżesz i Izraelici muszą zrobić to, co do nich należy. Bóg nie pstryknie palcami i… będą wolni. Oprócz wiary, która pozwala „załatwić” sprawę po Bożemu, potrzebne jest załatwienie sprawy „po ludzku”.
Czasem oczekuję, że Bóg zrobi coś za mnie. Lecz tak się nigdy nie dzieje. Jak mięso rośnie na kości (powiedzenie mojego taty, kiedy narzekałem że do kotleta przyczepiona jest jakaś kość ;)), tak wiara potrzebuje ludzkiego współdziałania i wysiłku. Potrzebuję wziąć to jarzmo, którym jest życie – ale jarzmo, którego nie niosę sam. Jest ze mną Bóg, który przedstawia się dzisiaj: Jestem, który Jestem. Wśród specjalistów popularne jest tłumaczenie tych słów jako: Będę, który Byłem, co mi się bardzo podoba, bo pokazuje Boga, który będzie ze mną tak, jak był z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem, do których co chwila się odnosi. On będzie ze mną dzisiaj i jutro i każdego dnia, tak jak był ze mną do tej pory. Nigdy nie mnie opuści i zawsze będzie działał dla mojego dobra.
Relacja z Tobą, Jezu, jest dla mnie jarzmem – czuję jego ciężar i odpowiedzialność. Ale zarazem jest ono słodkie i lekkie, bo to Ty jesteś głównym działającym, to Ty mnie uwalniasz od grzechu – czynisz mnie człowiekiem wolnym. Jezu, chcę być wierny Tobie, złączony jarzmem głębokiej relacji z Tobą. Ty dźwigasz całe moje życie (szczególnie mój grzech, niewierność, zło i ciemność) i w porównaniu z tym, moje jarzmo jest naprawdę słodkie i lekkie (choć życie potrafi czasem nieźle dokopać).
Zdecydowanie bycie w jarzmie z Panem Jezusem czyni życie łatwiejszym.Niestety mam nawyk uciekania i jestem zamknięta w sobie.Staram się przestać być tak narowistą ,przestać ciągle włazić w szkodę by nie psuć Panu roboty,
Łagodny Panie ucz mnie proszę swojej łagodności,przemień proszę moje serce i spojrzenie w Twoje proszę Cię o to Jezu w Twoje Imię.