Iść na całość
Weź twego syna jedynego, którego miłujesz… Rdz 22, 1 – 19
Ta scena jest pełna dramaturgii. Abraham, który tyle czasu naczekał się za swoim synem, kocha go nad wszystko inne – teraz dostaje od Boga słowo, by tego, którego kocha – ofiarował Mu. Panie Boże, już dosyć, wystarczy. Najpierw obiecał Mu go, potem kazał na niego czekać całe 25 lat. Abraham przynajmniej 2 razy próbował Bogu „pomóc”. Najpierw stwierdził, że jego sługa będzie spadkobiercą, a potem zrodzony z niewolnicy Izmael. Bóg upierał się jednak stale, że z jego prawowitej małżonki – Sary, będzie miał syna. Abraham czynił tak być może z lęku przed śmiercią. Wiedział, że nie jest już młodzieniaszkiem. I teraz, kiedy obietnica się spełniła, Bóg każe mu zrobić coś takiego…
W moim odczuciu Abraham potrzebował tych 25 lat drogi. Tak samo jak potrzebował drogi do kraju Moria. Potrzebował tego kombinowania po ludzku, potrzebował tych wszystkich chwil zwątpień, załamania. Choć jest w nim wiara, którą Bóg mu poczytuje jako sprawiedliwość. Bo przecież uwierzył, że jego potomstwo będzie liczne jak gwiazdy na niebie lub jak piasek morski. A nawet teraz – kiedy każe zostać sługom w pewnej odległości, by sam pójść z Izaakiem, to mówi do nich, by zaczekali – złożą pokłon Bogu i potem wrócą. Użyte tu słowo w liczbie mnogiej pokazuje, że Abraham nie traci nadziei. On nie wie jak to się rozwiąże i nie wie, jak się to skończy. Ale jest w nim nadzieja.
Ta scena mi pokazuje, że Bóg idzie na całość i Abraham również. Obaj traktują się śmiertelnie poważnie. Bóg od początku jest na to gotowy, ale Abraham nie. Dlatego, w moim odczuciu, potrzebuje tych 25 lat życia. Potrzebuje ich, by wyruszyć i zostawić to, co ma cennego (swój klan, różne zabezpieczenia) i iść w nieznane. Potrzebuje tych lat, by powoli wzrastać w relacji do Boga. Uczy się Mu ufać, choć i tak kombinuje po swojemu. Uczy się oddawać Bogu po kolei to, co należy do niego. Ostatecznie dojrzewa do tego, by oddać Bogu samego siebie – w swoim synu Izaaku. Bo w tym synu jest zamknięte całe życie Abrahama – jego najgłębsze tęsknoty i pragnienia. Abraham przynosi Bogu samego siebie i mówi: Ty mi to dałeś, Tobie więc to oddaję.
A moje życie? Co oddaję Bogu i czy w tym również idę na całość? Właśnie wyjechałem z rekolekcji dla osób starszych i niepełnosprawnych, które trwają jeszcze w pięknej wioseczce nad Bugiem. Zostawiłem tam kawałek mego serca. Pożegnanie z ludźmi i miejscem było trudne. Kilka ostatnich lat przyjeżdżałem tam, spotykając często tych samych ludzi, z którymi się zżyłem. Wyjeżdżając czułem w sercu wolność, ale z drugiej strony dotykam też pewnej dziury. Nie wiem, kiedy tam wrócę, nie wiem, czy w ogóle wrócę. Oddaję to wszystko w ręce Boga i moich następców. Ale ból serca i dziura pozostają. Co więc musiał czuć Abraham – bo Izaak to nie był ktoś obcy, lecz jedyny i kochany szalenie syn. To mi pokazuje, że Bóg naprawdę chce wszystko, że Bóg zawsze idzie na całość. Czy ja jestem gotów? Bo też prawdą jest, że jeśli Bóg chce ode mnie wszystko, to wszystko mi również daje. Najcudowniej wypowiada to ojciec miłosierny do starszego syna (Łk 15, 31) – dziecko moje, (…) wszystko moje do ciebie należy.
Całe życie jest mi potrzebne. Wszystkie moje upadki, słabości, zwątpienia, niedomagania. To wszystko jest moją drogą, podczas której uczę się oddać Bogu absolutnie wszystko – pójść na całość. W sensie fizycznym owa „całość” dokona się w chwili śmierci. Ale de facto umrzeć mogę już dużo wcześniej i w ten sposób oddać Bogu absolutnie wszystko!
Bóg zapłać!
Dobrze, że piszesz.