Wyjść na spotkanie
Oblubieniec idzie, wyjdźcie Mu na spotkanie. Mt 25, 1 – 13
To wołanie rozlega się w centrum dzisiejszego tekstu. Najpierw uderzyło mnie słowo SPOTKANIE. Skojarzyło mi się z Ojcem, który wychodzi na spotkanie syna. I uświadomiłem sobie zaraz potem, że moje życie to czekanie i wychodzenie. Do tego dzisiaj Jezus porównuje królestwo niebieskie.
Ta przypowieść Jezusa najczęściej koncentruje uwagę na owej oliwie, której zabrakło pannom nierozsądnym. Jednak o tej oliwie nie ma już mowy pod koniec tekstu. Panny nie zostały wpuszczone dlatego, że nie miały oliwy, bo kiedy już jej zakupiły (ciekawe, kto im sprzedał o północy?), to przecież miały. Oblubieniec mógł powiedzieć: „skoro ją teraz macie, to wejdźcie”. Nic takiego jednak się nie dzieje, więc chyba nie o tę oliwę tu chodzi.
Dla mnie chodzi o spotkanie. Mam odpowiedzieć na wołanie dokładnie w taki sposób, do czego ono wzywa. A wezwanie było, by wyjść na spotkanie nadchodzącego Oblubieńca, a nie na tym, by mieć zapalone lampy, itd. Kiedy nadchodzi Oblubieniec, panny rozsądne są dokładnie na swoim miejscu, czyli oczekują Go, natomiast nierozsądne idą w dokładnie przeciwnym kierunku – o północy zmierzają na zakupy.
Na czym skupiam się w życiu? Czy na tym, czego mi brakuje (np. oliwy)? Bo wezwanie z dzisiaj jest takie, by skupiać się na przychodzącym Oblubieńcu. Ów nierozsądek polegałby nie na tym, że czegoś nie mam, lecz że nie jestem o właściwym czasie we właściwym miejscu. Zamiast przy Oblubieńcu, jestem na próbie zdobycia tego, czego mi brakuje. Jak król Dawid, który zamiast być w pracy, leniuchuje w swoim pałacu i to doprowadza do śmierci Uriasza, cudzołóstwa i innych konsekwencji. Jak Izrael, który „nie rozpoznał czasu swego nawiedzenia”.
Przypomniały mi się również słowa św. Jakuba, który pisze, że jeśli komuś brakuje mądrości, niech o nią prosi Boga, który zawsze daje hojnie i bez wymawiania. Czyż Oblubieniec nie dałby owym pannom oliwy, gdyby zamiast kombinować po swojemu, zostały z pustymi lampami i poprosiły Go o to? Czy nie wpuściłby ich na ucztę właśnie dlatego, że na Niego czekały, że czekały na SPOTKANIE?
Czekać na Pana, nawet gdy się opóźnia. Czekać w postawie bycia tu i teraz, w którym mam robić to, co do mnie należy. A kiedy przyjdzie wołanie (ktoś jednak nie przysnął) – wyjść Mu na spotkanie…
Oj, nie kombinować po swojemu! Ile razy muszę to sobie powtarzać? Chyba najtrudniej jest uwierzyć, że jak już zawaliłam, nie zrobiłam na czas, zasnęłam – to można właśnie wyjść na spotkanie mimo to, nie próbować w popłochu i własnymi siłami naprawiać, tylko przyznać się do błędu i witać Oblubieńca.