W Nim moje istnienie
Wszystko w Nim ma istnienie. Kol 1, 12 – 16
Co myślała Maryja, która stoi dziś pod krzyżem swojego Syna? Patrz na „porażkę” Jezusa i być może przypominają się jej słowa Anioła, które wypowiedział do niej podczas Zwiastowania. Że Jezus będzie nazwany Synem Najwyższego, że Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida, że będzie panował wiecznie… A tu od początku trudności. Małżeństwo Maryi omal się nie rozpadło tuż po zaślubinach, narodziny Jezusa w ubóstwie, potem ucieczka do Egiptu, 12-letni w świątyni. A potem jako dorosły: prześladowany, śledzony, atakowany – nawet przez rodzinę, która uważa Go za obłąkanego. Najpobożniejsze elity uważają Go za opętanego. Wreszcie „pokazowy” proces i powieszenie na krzyżu między dwoma łotrami. Czy to jest ten wyczekiwany przez Izraela Mesjasz, który będzie panował wiecznie, Syn Najwyższego?
W tym kontekście uderzyły mnie słowa św. Pawła. W Nim jest moje istnienie, w Nim ukryte jest moje życie. Ono powstało przez Niego i dla Niego. W Nim zawarty jest mój początek i sens. Nie w tym, co powiedzą ludzie, jaki osąd czy opinie o mnie wydadzą. Nie w tym, czy mi się powiedzie, czy poniosę porażkę. A jest raczej pewne, że po ludzku mogę ponieść porażkę. Bo już dziś widzę, że nigdy nie będzie tak, jak bym chciał. Nie w doczesności. To nie oznacza, że nie cieszę się codziennością i nie przyjmuję tego, co jest. Jednak głęboko w sercu, w centrum mojej istoty czuję, że to wszystko nie wypełnia mnie, że tęsknię za czymś „więcej”, choć nie wiem nawet, co to jest. Nie umiem sobie tego wyobrazić, wszak ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało….
Czytając i rozważając dzisiejszą liturgię Słowa jakoś dotarło do mnie, że to wszystko, co mnie spotyka – owszem – jest rzeczywiste, realne i prawdziwe, ale zarazem jest jakąś zasłoną, za którą skrywa się coś więcej. Tak jak bóstwo Chrystusa jest ukryte w czasie męki i na pierwszy plan wysuwa się Jego człowieczeństwo (tak to ujął św. Ignacy w Ćwiczeniach Duchowych). Co kryje się za moimi porażkami, słabościami, upadkami, ucieczkami? Co kryje się za tym, co nazwałbym nieudane w moim życiu? Dociera do mnie, że w tym jest właśnie ukryte moje istnienie, które Jezus trzyma w swojej dłoni i nigdy nie wypuści. I na razie wie o tym głowa, jeszcze nie potrafię tak żyć. Na razie głowa wie, ale serce nie dowierza. Bo gdybym uwierzył, tzn. zaczął tak żyć, wtedy to życie stałoby się zupełnie inne. Wtedy stałbym się podobny do Niego i mógłbym powiedzieć za św. Pawłem: żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus.
Tak, o. Grzegorzu, teraz głowa o tym wie, a serce nie dowierza… A Jezus wciąż posyła nam Ducha Parakleta, bo nie jesteśmy w stanie „udźwignąć teraz”, ale On sam będzie nas doprowadzał do całej prawdy o nas.
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu!