Niepokalane Poczęcie
Byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu… Ef 1, 3-6. 11-12
Bóg chciał, bym istniał i uczynił mnie ku chwale swego majestatu. Bym był święty i nieskalany przed Jego obliczem. Uczynił mnie na swój obraz, podobny do Niego i poddał mi całą ziemię. Ufa mi do końca. Uczynił mnie wolnym, to znaczy zdolnym do wybierania tego, co lepsze. Postawił także granice mojej wolności – zakazane drzewo. Jedno jedyne, z którego miałem nie jeść.
Cały świat jest jak wielka komnata zaślubin (tak nazywają go mistycy). Został stworzony dla mnie, dla człowieka, bym żył, rozwijał się w miłości i był w nieustannej relacji do Miłości. Mogłem się przechadzać nago po rajskim ogrodzie, bez zażenowania, gdyż nie bałem się stawać w prawdzie przed Tym, który mnie stworzył, pokochał i poślubił. Przyszedł jednak taki moment, w którym za podpuszczeniem złego postanowiłem przekroczyć granice mojej wolności. Wtedy zaczął się dramat (Rdz 3, 9 – 15).
Wtedy cel zniknął mi z oczu, stałem się wygnańcem, a prawdę, której do tej pory się nie obawiałem – zacząłem ukrywać chowając się po krzakach. Przyszedł grzech, a wraz z nim brak zaufania do mojego Stwórcy i Oblubieńca mej duszy, ucieczka, lęk, zamknięcie. Rozwój miłości zostaje ograniczony lub zablokowany. Tracę grunt pod nogami i zamiast zjednoczenia ze Źródłem mojego życia, szukam samozadowolenia; zamiast żyć wartościami – żyję przyjemnościami; zamiast prawdziwie kochać – żyję pożądliwościami. Zamiast życia – pogrążam się w chaosie i śmierci. Staję się wiarołomny wobec Tego, który mnie stworzył i poślubił.
Ale On mnie nie porzuca. Nie odwraca się, lecz natychmiast okazuje mi miłosierdzie. Bo żyję! Istnieję! Pomimo mojej niewierności i nieufności – On nie przestaje mi ufać. Szuka sposobności, by na nowo zbliżyć się do mnie. Wie dobrze, że mi trudno się zbliżyć do Niego, więc nie zostawia mnie samego. Posyła Posłańca do Maryi z delikatną misją (Łk 1, 26 – 38). Pyta przez niego: „Czy chcesz…?” Zaprasza mnie do zaufania na nowo, do życia takim życiem, do jakiego mnie stworzył i powołał. Przychodzi przez Maryję tak blisko, jak tylko może – staje się Człowiekiem. Bym się Go nie bał, bym nie obawiał się kary, gniewu, wyrzutów, potępienia. On staje przy mnie i patrzy mi w oczy. Zadaje każdego dnia to samo pytanie, jakie zadał Maryi: „Czy chcesz…?” Bo On chce być blisko, On chce, byśmy na nowo rozpoczynali. On dzisiaj na nowo okazuje mi miłosierdzie. Bez żadnych warunków, bez żadnych klauzul pisanych drobnym druczkiem.
Dlatego nie ma lepszego dnia na rozpoczęcie jubileuszowego Roku Miłosierdzia…
Bym się Go nie bała…
Każde zdanie coś we mnie porusza, prawdę powiedziawszy od wczoraj języka w gębie zapomniałam. Błogosławiony czas, w którym Bóg prowadzi mnie do Miłości.