Śmierć z głodu
Czy goście weselni mogą się smucić…? Mt 9, 14 – 17
Post więc wiąże się ze smutkiem. Niewątpliwie, gdyż polega na tym, by coś sobie ograniczyć, z czegoś zrezygnować, poczuć jakiś brak, głód. Nie tylko ten fizyczny – głód żołądka. Ten, w moim mniemaniu, jest najprostszy do zniesienia. Ale po co w ogóle sobie czegoś odmawiać? Po co ograniczać?
Ten dzisiejszy tekst naprowadza mnie wyraźnie na jedno – tęsknotę. Kiedy zabierają Pana Młodego (celowo piszę z wielkiej litery, gdyż chodzi o TEGO Pana), to należy się smucić i należy tęsknić. Bo wszyscy dzieje się przez Niego, z Nim i w Nim. W Nim wszystko ma istnienie. Jego imię zawiera wszystko. Naturalną konsekwencją więc jest, że kiedy zaczyna Go brakować, to brakuje wszystkiego.
Post sprawia, że moje ego zaczyna chudnąć, zmniejszać się, kurczyć. Ostatecznie chodzi o to, by padło z głodu. Ono przez bramę śmierci się nie przeciśnie – to jest pewne. Jednak im mniej jest ego w moim życiu, tym więcej Jezusa złączonego z moim prawdziwym „ja”. I więcej nawet – już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. W moim wypadku droga jeszcze daleka, choć dobrze że cel został wyznaczony i kierunek obrany.
Mój post jest wyrazem tego, że naprawdę chcę Bogu oddawać wszystko. Choć mam wrażenie, że nie dzieje się to tak od razu, lecz krok po kroku. Post pomaga mi w nabieraniu dystansu do tego, co materialne i doczesne, a co zbyt często jest tak atrakcyjne i przyciągające moją „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego życia” (por 1 J 2, 16), że wpadam w ich sidła. Post więc, ni mniej, ni więcej – prowadzi mnie do wolności. Małymi krokami, ale ostatecznie chodzi o to, by swoje życie złożyć w rękach Boga, by utonąć w Jego ramionach jako całkowicie oddany Jemu.
Post sprawia, że moje ego chudnie i powoli niknie. Wtedy mój stary bukłak (stary człowiek) zamienia się w nowy i Pan może wlać w Niego nową łaskę – na tu i teraz. Łaskę, której stary bukłak nie był w stanie przyjąć – rozsadziłaby go od środka. Chcę otwierać się każdego dnia – nowego dnia na nową łaskę – bo łaska każdego dnia jest inna. Jest nowa, świeża i skrojona na dzisiejszy dzień, a nawet na tą chwilę tylko, na ten oddech.
Post – trudne słowo i jeszcze trudniejsza rzeczywistość. To powolne rezygnowanie ze wszystkiego, by wszystko zyskać. A tym wszystkim, jak się rzekło, jest On – jedyny Pan i Zbawiciel, Jezus Chrystus. Głód wzmaga pragnienie i oby to było pragnienie Jego – tylko Jego. Niestety, uświadomiłem sobie, że dziś mało odczuwam głód. Po prostu nie dopuszczam do tego. Nie tylko głód żołądka, choć od niego można zacząć. Potrzebuję głodu, bym mógł zwrócić się do Tego, który jako jedyny jest w stanie go zaspokoić. Wszystko inne to namiastki, fast foody, które zapychają „żołądek”, ale rujnują zdrowie. Ale post jest trudny i czuję, że muszę go sobie dawkować w małych porcjach. Rezygnować choćby 5 minut z internetu na rzecz modlitwy czy relacji z bliskimi, rezygnować z drobnych przyjemności na rzecz odczucia radości z dawania… można wiele wymieniać. I tak często buntujemy się na post piątkowy, ale on naprawdę ma sens. Pytanie, czy choćby z tej drobnostki potrafię zrobić dobry użytek i odczuwając głód, pozwolić, by to sam Pan go wypełnił – nic i nikt inny.