Imię, które zawiera wszystko
Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boże? Mt 8, 28 – 34
Zło nie ucieka od Jezusa. Opętani wybiegają Mu naprzeciw, choć logicznym by się wydawało, by przed Nim uciekali. Zło manifestuje się wobec Boga, który się zbliża. Nie ma z nim nic wspólnego, jak woda i ogień, jednak to Bóg panuje nad nim więc – czy chce, czy nie – jest Mu posłuszne.
Opętani są dzicy. Moja dusza również staje się powoli dzika, kiedy zapuszczam się w grzechu, kiedy trwam w niewierności, usprawiedliwiam się, wybielam i nie zamierzam się nawrócić (może co najwyżej drobna kosmetyka, która bardziej mnie usypia, aniżeli przemienia). Sugestywny i podobny jest obraz św. Ignacego, który w książeczce Ćwiczeń chce, by rekolektant wyobraził sobie siebie jako grzesznika, przebywającego jakby na wygnaniu wśród dzikich zwierząt… [św. Ignacy z Loyoli, ĆD 47].
I do tego dzikusa przychodzi Jezus. Nawet nic nie musi mówić, a już zły się manifestuje. Mam wrażenie, że większych i silniejszych pokus doznajemy w momencie, kiedy jesteśmy naprawdę blisko Boga i uznaję ten stan za „naturalny”. Zły po prostu nie może znieść tak bliskiej obecności Jezusa. Ale w tym również znajduję lekarstwo na te pokusy – wierne i cierpliwe trwanie przy Jezusie, spokojne wymawianie imienia JEZUS, które zawiera wszystko (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 2666). On ma moc udomowić moją dzikość, to znaczy wprowadzić mnie do domu Ojca – zbawić.
Ale jest coś jeszcze. Schodzi się całe miasto i nie wydaje się, by ludzie byli zachwyceni tym, co uczynił Jezus. Być może bali się Go, bo nie wiedzieli, co za cudotwórczą moc ma w sobie i czy ich „nie skrzywdzi”. Jednak po tym, co się wydarzyło, chyba jako jedyni w Ewangelii, proszą, by odszedł z ich granic. Bo przyjście Jezusa i wpuszczenie Go do swego życia wiąże się zawsze i nierozłącznie ze stratą. Albo Jezus, albo świnie. Albo w moim sercu panuje Jezus, albo moje nieuporządkowane przywiązania, słabostki i grzeszki (które mi się wydają „nieszkodliwe”, a może nawet „dobre”). Wtedy może i uszanuję moc Jezusa, ale nie uznam Go za jedynego Pana i Mesjasza. Bo to ja decyduję, komu oddaję moje serce. A Jezus chce mnie całkowicie i w pełni – jest Bogiem, jest Stwórcą mojej duszy i dawcą mego życia. Pragnie, by to w pełni powróciło do Niego. Czy chcę, by tak się stało?
No właśnie… żeby tak już nie liczyć tych świń, ale zobaczyć dobro Obecności Jezusa w moim życiu i pozwolić Mu działać w moich granicach. Tak chcę, by był nie Gościem, ale Gospodarzem mego życia.
Pozdrawiam z Wilna. Na Eucharystii u Jezusa Miłosiernego pomyślałam sobie, że właśnie na Liturgii dzieje się to samo: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie…” ale na szczęście dodaję „ale powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona moja dusza”. Nie odchodź Jezu z mych granic…