Dystans pełen bliskości
Ujrzałem Pana zasiadającego na wysokim i wyniosłym tronie… Iz 6, 1-8
Izajasz ujrzał Pana. A kto ujrzał Boga, nie mógł zostać przy życiu. Tym żył Izrael, choć Bóg lub Aniołowie ukazywali się wielu ludziom. Ujrzał majestat Boga, któremu służą Serafini. Cała ta scena tchnie mocą, majestatem i potęgą Boga. Izajasz w świetle tego widzi, kim jest, widzi swoją niegodność. To sam Bóg uzdalnia Go do bycia w Jego obecności.
Kiedy staję przed Bogiem potrzebuję najpierw uświadomić sobie, przed Kim staję. Tylko taka postawa pozwala zawiązać relację z Tym, który jest moim Stwórcą i Panem. On jest Bogiem, On Panem, a ja człowiekiem. To nie jest relacja kumplowska, to nie relacja równego z równym. On jest Bogiem, a ja nie (grzech to uznanie siebie za „boga”). I to On, mój Bóg i Pan pozwala mi stanąć przed sobą, pozwala, bym słuchał Go i mówił do Niego. To On mnie oczyszcza i posyła – jak Izajasza. Przyjąć to, zgodzić się, uświadomić. Bez tego mojej relacji z Bogiem grozi to, że w ogóle nie zaistnieje, że będzie jakąś moją projekcją potrzeb, pragnień, wyobrażeń czy odczuć. Tymczasem staję wobec INNEGO, Kogoś, kto nie jest mną, kto mieszka we mnie, a równocześnie nie jest mną i jest poza mną (ponad mną). Pozwolić Bogu być Bogiem, uznać Go za Pana, jedynego i prawdziwego Boga, wchodząc w jakikolwiek kontakt z Nim. Jakoś mocno mi to wybrzmiało w pierwszym czytaniu.
Ewangelia zaś pokazuje drugą stronę paradoksu. Bóg jest bliżej mnie, niż ja sam siebie. Dystans, jaki jest między nami, nie przeszkadza Mu być bardzo blisko mnie. Dziś trzy razy powtarza: Nie bój się (Mt 10, 24 – 33). Odczytałem te słowa nie jako zaproszenie do tłumienia emocji w sobie, uczucia lęku. Lecz jako zaproszenie do zaufania Mu we wszystkich zewnętrznych okolicznościach życia. Bo moje włosy są policzone i żaden wróbelek nie spadnie na ziemię bez wiedzy Boga. A nawet gdyby mi ktoś życie chciał zabrać? Może zabrzmi to strasznie, ale… nic więcej nie może zrobić. A przecież dbam bardzo o moje ego, o jego komfort i wygodę. Więc o stracie życia nie może być mowy. To dzisiejsze: Nie bój się – odczytuję w kluczu bliskości Boga. On, który jest Panem, pełnym mocy i majestatu jest Bogiem, który podtrzymuje me życie, jest więc bliżej mnie, niż ja samego siebie (zna podwaliny mego życia – ja nie mam z nimi za bardzo kontaktu). Jest bliżej mnie niż ja sam siebie, bo dotyka istoty mego życia, trzyma je w swojej ręce. Tymczasem ja zaś zbyt mocno drżę o to, co powierzchowne, co zewnętrzne i niekoniecznie dające prawdziwe życie.
Bóg jest Inny i jednocześnie Bliski. Dystans, który jest wypełniony bliskością. Potrzebuję uszanować i jedno, i drugie. Zachować do bólu dystans (do bólu wolności) i nie uciekać przed bliskością. Zarazem. Równocześnie. To bardzo trudne, bo głody chciałyby takiej bliskości aż do zlania się w jedno (niemożliwe), a najmniejszy choćby ból popycha do ucieczki czy budowania murów. Wytrzymać napięcie… wytrzymać paradoks dystansu pełnego bliskości…
Bóg jest bliżej mnie, niż ja sam siebie.:)
Mocne! Bycie pomiędzy tam i tu. I ta bliskość i ten dystans zarazem to moja ulubiona wolność. I trudna i przyjemna. Dzieki, nie postrzegałam tego tak w relacji z Bogiem, w relacji z bardzo bliskim człowiekiem to jak chleb powszedni. I sie składa w Drogę do Boga.
Dziękuję za to rozważanie.