Mieć nic, czyli wszystko
Zazdrośnie pożąda On ducha, którego w nas utwierdził. Jk 4, 1 – 10
Nie macie, nie możecie osiągnąć, nic nie posiadacie, nie otrzymujecie… jak mantrę powtarza te słowa św. Jakub. Zastanowiło mnie to. Czynimy wiele zabiegów, ale… nic z tego. Kiedy sobie to uświadomiłem, przypomniały mi się słowa ojca, jakie wypowiada do starszego syna: „Dziecko moje, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do Ciebie należy” (Łk 15, 31). Podobnie mówi Jezus do Ojca: „Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje” (J 17, 10) albo „Wszystko, co ma Ojciec, jest moje” (J 16, 15). Tu nie chodzi o coś, co byłoby w opozycji do ducha ubóstwa. Wręcz przeciwnie. Kto nic nie ma oprócz głębokiej, zażyłej relacji z Bogiem, ten ma wszystko! Im większa pokora (uniżenie), tym większe wywyższenie. Im większa zależność od Boga, tym większa wolność. Bo chrześcijaństwo utkane jest z paradoksów i podejrzane w nim jest coś, co paradoksem nie jest.
Przystąpcie bliżej do Boga, to i On przybliży się do was. Łącząc to zdanie z początkowym cytatem skojarzyły mi się słowa jednego z Psalmów: „Głębia przyzywa głębię…” (Ps 42, 8). Duch Boży przyzywa mojego ducha (a czyni to z głębin mego serca, gdzie zamieszkuje), gdyż chce mieć ze mną relację. W Nim jest wszystko – jak to wyżej napisałem – kiedy więc mam z Nim relację, mam wszystko.
Kiedy oddalam się od Boga, kiedy robię krok w tył, to odległość między nami się powiększa. Coś podobnego dzieje się, kiedy św. Ignacy wyjaśnia jedną z przyczyn strapienia duchowego (ĆD 322, reguła 9). Przychodzi ono, kiedy stajemy się leniwi i niedbali w modlitwie (= w relacji). Strapienie nie jest tutaj karą od Boga, lecz konsekwencją naszej decyzji „poluzowania” relacji, którą to decyzję Bóg szanuje do bólu (bo nigdy nie przymusza, nie stosuje przemocy ani agresji). Bierze się to stąd, że On jest Źródłem naszego życia. Kiedy oddalam się od Źródła, to jakbym tracił życie. Staję się nieszczęśliwy na najgłębszym poziomie, bo na tym płytkim mogę być „bogaty i dzień w dzień świetnie się bawić” (por. Łk 16, 19 – 31).
Bardzo pragnę, by moje życie przybliżało się do Boga w takiej głębi, bym nie miał już nic, oprócz Niego. Bym nie tylko nic nie posiadał (bo wtedy będę posiadał wszystko), lecz by nawet moje życie na poziomie przeżywania egzystencji należało do Niego tak, bym mógł uznać, że „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Kiedy wszystko moje będzie rzeczywiście należeć do Niego, wtedy wszystko Jego, będzie moje (choć po ludzku nie będę miał nic). Chrystusowe „nic” najpewniej objawiło się na krzyżu, kiedy wypowiada słowa: „Pragnę”. Panie, i ja pragnę…
Nie mogę powiedzieć „i ja pragnę”. Ale przynajmniej mam pragnienie tego pragnienia.
Kto nic nie ma oprócz głębokiej, zażyłej relacji z Bogiem, ten ma wszystko!
„Im większa zależność od Boga, tym większa wolność. Bo chrześcijaństwo utkane jest z paradoksów i podejrzane w nim jest coś, co paradoksem nie jest”…
Dziękuję za to rozważanie. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.