Emaus

O, nierozumni… Łk 24, 13 – 35

Uczniowie uciekają do Emaus w pierwszy dzień tygodnia. Tragedia wydarzyła się w piątek, ale wtedy zostają w Jerozolimie. Uciekają więc „jakby” nie od tragedii. Ruszają w drogę w niedzielę…

Kiedy Jezus ich dogania, zaczyna konwersację. Na marginesie to cudowna pedagogia Jezusa – aby uzdrowić serce po tragedii, najpierw trzeba wypowiedzieć smutek, dlatego Jezus „ciągnie” ich za język, udając, że o niczym nie wie. Kiedy zostaję sam ze swoim smutkiem, tragedią, to nie dość, że nie daję sobie możliwości „przewentylowania” serca, odkorkowania go, to na dodatek owa tragedia ma wielką szansę tak się wyolbrzymić, balonik tak nadmuchać, że wydaje się być „całym światem” i że nic innego nie istnieje, tylko ta tragedia.

emausAle wracając… w czasie tej rozmowy mówi im „O, nierozumni, o głupi, jak nieskore są wasze serca do wierzenia…”. Zapytałem siebie: dlaczego jestem nieskory do wierzenia? Odpowiedź przyszła szybko: bo wiem „lepiej”. Bo ja wiem lepiej, jak to wszystko ma być i nikt (nawet Bóg) nie będzie mi mówił, jak ten świat jest zbudowany i co siedzi w drugim człowieku. Ja wszystko wiem. Piotr też taki był. Najpierw wiedział lepiej, jak się zbawia świat „Panie, nigdy to na Ciebie nie przyjdzie”, potem wiedział lepiej, jak się służy „Panie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał”. Używam czasem wielkich kwantyfikatorów „nigdy, zawsze, wszyscy”, żeby powiedzieć „JA wiem lepiej”. To moje „ja”. Wszędobylskie, wszechobecne, wtrącające się we wszystko…

Bo wiara to nie wiedza. Wiara jest tajemnicą i Tajemnicy dotyka. Jeśli „wiem”, to jest we mnie coraz mniej przestrzeni na wiarę. Przestaje być tym, czym jest – tajemnicą (nie zagadką). Bo wiedza, jak powiedział św. Paweł – wbija w pychę. Skoro „wiem”, to już nikogo i niczego nie potrzebuję, bo przecież „wiem”, z dodatkiem „lepiej”.

I znów wracając… Uczniowie uciekają w niedzielę, bo o ile zasmuciła ich tragedia i rzeczywiście dotychczasowy świat im się zawalił, to jednak było coś trudniejszego w całej tej historii. Przeraziły ich kobiety, które mówią, że ON ŻYJE! Przeraziło ich życie, i dlatego wg mnie, uciekają w niedzielę, a nie w piątek (co wydawałoby się logiczniejsze).

I mnie przeraża życie. Bo trzeba coś z nim zrobić. Trzeba w nim być odpowiedzialnym i działać. A mi wystarczy, że „wiem”, za to inni niech robią, inni niech naprawiają, inni niech się męczą. Poza tym, i może to jest ważniejsze – jest to pytanie o to, czy można rozpocząć od nowa? Jezus dziś mówi i pokazuje, że tak. Kiedy uciekam do mojego Emaus, to tym samym mówię, że nie można zacząć od nowa, że trzeba uciec do „ciepłych wód” (to znaczy słowo Emaus), zanurzyć się w nich i zapomnieć o wszystkim. Bo czy można dalej kochać po takich ranach, po takich krzywdach? Czy można takie rzeczy przebaczyć? Czy można zacząć od nowa?

Wiem, gdzie są moje Emaus, gdzie moje miejsca ucieczki, gdzie chciałbym zapomnieć o wszystkim… Nie wszystkie, ale niektóre znam. Niektórych w ogóle nie jestem świadomy. Ale to jedno widzę – potrzebuję pozwolić doganiać się ŻYCIU i równocześnie stale pozwalać, by ono mnie przemieniało od środka, czyniło nowym stworzeniem, zdolnym PRZYJMOWAĆ ŻYCIE (=CHRYSTUSA), a nie od Niego uciekać czy się Nim przerażać…

1 Comment

  1. Kamila
    30 mar, 2016

    Żeby uzdrowić serce, trzeba najpierw wypowiedzieć smutek. Nie zostawać samemu ze swoim problemem. 🙂

Skomentuj Kamila Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *