Odchudzić ego
Ich serce jest obłudne, muszą pokutować! Oz 10, 1 – 12
Znów wraca do mnie temat pokuty. Poruszyły mnie i zastanowiły słowa, że im lepiej się działo w kraju, tym wspanialsze budowane stele. Czy tak przypadkiem nie jest w moim życiu? Czy w takim razie różnego rodzaju kryzysy, trudności i przeciwności ostatecznie nie działają na moją korzyść?
Bodajże Freud mawiał, że jedyną miarą edukacyjną jest niedostatek (brak), ponieważ brak przyjęty (z chęcią lub w pewnym celu) pozwala wzrastać pragnieniu. A św. Paweł pisał, że sportowcy odmawiają sobie wielu rzeczy, by wygrać na zawodach. Potrzebują odczuwać brak, niedostatek, nie mogą korzystać ze wszystkiego, co by na wet chcieli, aby osiągnąć cel – dla nich po prostu ważniejszy. Co jest dla mnie ważniejsze? Albo NAJWAŻNIEJSZE? I ile jestem w stanie dla tego czegoś zrobić?
Uczynić serce bardziej „pustym” z tego, co je zagraca, co wprowadza nieporządek, ociężałość ducha, marazm, letniość i bylejakość. Odgruzować serce, by mogło tam wejść więcej światła, więcej łaski, więcej miłości. Tylko że czasem dobrze mi się żyje w graciarni. Może mało tam prześwitów i słońca niewiele się przedostaje, ale… najważniejsze, że bagienko jest „moje” i nikomu nic do tego.
Pan nie może na to patrzeć spokojnym okiem. On, który mieszka w najgłębszych pokładach mego serca pragnie uczynić mnie wolnym od tego wszystkiego. I doświadczam tego, o czym mówi ten tekst, że kiedy lepiej dzieje się w moim „kraju” (sercu), kiedy wkrada się dobrobyt i zadowolenie z siebie połączone z pychą – wtedy więcej ołtarzyków stawiam swojej wygodzie, lenistwu, bierności, brakowi zaangażowania w siebie oraz w relację z innymi. Jest to w gruncie rzeczy naturalna konsekwencje. Wszak im więcej ego,im staje się ono tłustsze i wypasione, tym mniej dawania siebie i mniej bliźniego (chyba że traktowanego instrumentalnie, przedmiotowo).
Znów czuję zaproszenie do pokuty – szeroko rozumianej. Do postawy, kiedy zaczynam sprzątać swoje serce z tego, co tam niepotrzebne, co obrosło w tłuszcz. Z nieuporządkowanych przywiązań, z uczuć przyklejonych do tego, co szczęścia nie daje lub jest niezgodne z moimi wartościami. Potrzebuję na doczesność patrzeć jak na doczesność a nie jak na absolut. Wprowadzić zasadę korzystania ze wszystkiego o tyle, o ile. Moim nastawieniem (podjęciem decyzji, a nie czekaniem na „korzystne wiatry”) zapalać się do gorliwości i działania, które będzie wypływać z relacji z Bogiem i modlitwy. A przede wszystkim pozwolić sobie na odczucie głodu, dyskomfortu, przeciwności życiowych, kłód pod nogami – bo to wszystko przyjęte i chciane (ale nie szukane) pomaga mi stać się człowiekiem zdolnym przyjąć jedyny pokarm, jedyny komfort, jedyne wypełnienie pragnień – Boga i Jego łaskawą Obecność w moim życiu.
A wtedy, po ludzku nie mając nic, będę miał wszystko…
hmm… okienko z pomieszczenia dla służby w zamku wysokim w Malborku jako obraz pokuty? no no no 😉