Szukać Jezusa

I tam szukali Jezusa. J 6, 22 – 29

Tłum szuka Jezusa. Robi to z wielkim zaangażowaniem. Ale nie są jasne jego intencje. Przynajmniej na początku, bo potem te intencje ujawnia sam Jezus. Na dodatek, jeśli mamy do czynienia z tłumem, a więc sporą liczbą osób, to zasadniczo trzeba mówić o pewnej powierzchowności tych intencji. I tak jest w rzeczywistości. Szukają Jezusa, bo chcą się najeść chleba do sytości. Jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze… A kiedy uzdrawia, to najlepiej, by w ich miejscowości założył przychodnię i leczył za darmo. I tak można by wymieniać…

rozkwitaDlaczego ja szukam Jezusa? Nie, no oczywiście, że mam intencje bardziej wzniosłe od tłumu. A przynajmniej tak mi się wydaje. Aby to jednak stwierdzić, potrzebuję zatrzymać się w moim życiowym pędzie i dobrze zastanowić. Potrzebuję usiąść na modlitwie i sprawdzić, czy daję radę „wysiedzieć” pół godziny w bezruchu, patrząc na Boga. Nic więcej. Bo moją prawdziwą intencje wskazuje mi moja modlitwa. Jeśli trudno mi „stracić” czas dla Boga, jeśli ten czas „musi” być efektywny – to bardzo możliwe, że moim celem, moją intencją nie jest sam Bóg, taki jaki ON JEST, lecz coś, co może się wydarzyć w związki z tym, co może mi dać. Czy liczy się Bóg, czy też Jego „efektywność” w moim życiu?

A pytanie z końca dzisiejszego tekstu? Jezus odpowiada na nie jakby zupełnie nie po mojej myśli. Co czynić, aby pełnić wolę Bożą? Każdy chrześcijanin tego chce i wielu się nad tym zastanawia. Zbyt często jednak zastanawiam się nad tym w kategoriach: „co mam jeszcze zrobić?” Może więcej się modlić, może więcej działać na rzecz ubogich, może więcej chodzić do kościoła, może więcej… Odpowiedź Jezusa dotyka samego sedna sprawy, z której dopiero ma wypływać moje działanie (lub brak działania). Dzieło zamierzone przez Boga to nic innego jak wiara w Jezusa, którego On posłał. Wolą Bożą jest, abym wierzył w Jezusa. Niby proste…

To trochę tak, jak król, który wysyła swego posłańca z wszystkimi papierami uwierzytelniającymi oraz z wolą króla, który tenże posłaniec ma zanieść ludziom. Papierami uwierzytelniającymi Jezusa są Jego słowa oraz czyny – znaki. Znak nie mówi sam o sobie, lecz odsyła poza siebie. Znak uzdrowienia chorego czy rozmnożenia chleba mówi nie o sobie, lecz o działającym Bogu. Bóg posłał swego Syna na świat, aby świat zbawił. Czy ta wiadomość od Króla, którą przynosi mi tenże sam posłany Syn, jest punktem odniesienia mojego życia i Jego centrum? Czy też wystarczy mi rozmnożony chleb i uzdrowione ciało…?

2 komentarze

  1. Bożena
    6 maj, 2014

    Moje uzdrowione ciała pozwoliło mi się na nowo nawrócić i UWIERZYĆ, ze jest KTOŚ, komu na mnie bardzo zależy i ja z wdzięczności za to POSZŁAM za PANEM JEZUSEM , MOCNO UWIERZYŁAM I ZAUFAŁAM. Po uzdrowieniu ciała następuje uzdrawianie mojej duszy, mojego usposobienia ,następuje nieustana przemiana. I jest wciąż wiele do zrobienia a z Panem Bogiem to jest ciągłe BŁOGOSŁAWIEŃSTWO i nieustanny czas próby 🙂

  2. Majka
    5 maj, 2014

    Ale się cieszę, że to przeczytałam… 🙂 Tekst o „traceniu czasu na modlitwie” daje do myślenia- i dobrze, mimo że wnioski są czasem niewygodne. Dziękuję 🙂

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *