Szaweł

Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić. Dz 9, 1 – 20

Szaweł jest moją ulubioną postacią w Biblii. Imponuje mi. To człowiek bardzo dobrze wykształcony i bardzo pobożny. Do tego stopnia, że sam idzie do arcykapłanów, by mu dali listy potrzebne do więzienia nowej sekty – chrześcijan. To człowiek, który całe swoje życie poświęcił Bogu, wszystkie siły, talenty, charakter. Od Niego to dostał i chce jak najlepiej wykorzystać, ale… póki co walczy przeciwko Bogu. Bo można być blisko Boga, a jednocześnie walczyć z Nim.

Żeby go zatrzymać Bóg potrzebuje powalić go na ziemię. Jak wyżej wspomniałem, on sam idzie do arcykapłanów po listy. Nikt mu nie każe, nikt nie zmusza. On sam sobie decyduje, co chce robić i jak chce służyć Bogu. Sam sobie okrętem, sterem i kapitanem. A wszystko w dobrej wierze. Bóg sam mu jednak pokazuje, że nie tędy droga. Nie służy Bogu tylko wykonuje krecią robotę i niszczy to, co Bóg zaplanował. Porusza mnie ten moment, kiedy Bóg dotyka Szawła, zatrzymuje go, przedstawia mu się. Ale to nie On daje mu misję. Każe mu wejść do miasta, gdzie ludzie mu powiedzą, co ma czynić.

Dostaje misję od Boga, ale de facto od ludzi. Bo jedno z drugim jest powiązane. Kiedy człowiek sam dla siebie zaczyna być punktem odniesienia, może się wykoleić. Egoizm wyniesie go na takie wyżyny, że niechybnie spadnie i tym bardziej będzie bolało, im wyżej wlazł. Szaweł ma iść do miasta i tam mu powiedzą, co ma czynić. Nie sam. Nie po swojemu. Bo nie tak się służy Bogu.

Ta historia pokazuje mi pewien ważny etap w życiu duchowym każdego człowieka. Nie wszyscy do niego dochodzą. W Szawle dokonuje się coś, co nazywa się drugim nawróceniem. Drugim dlatego, że on nie był ateistą. On wierzył w Boga i służył Mu najlepiej, jak potrafił. Był jednak skoncentrowany na sobie samym i swojej misji. To, co najbardziej charakteryzuje ten etap życia to wszystko, co się dzieje „pod pozorem dobra”. Szaweł pod pozorem dobra walczy z Bogiem. Przecież chciał czystości wiary żydowskiej, czystości religii, chciał wyplenić to zło, jakie widział w chrześcijanach.

Drugie nawrócenie to przejście od moralności ku życiu skoncentrowanemu na Chrystusie. Głównym „zajęciem” człowieka nie jest już deliberowanie, czy ulec pokusie, czy też walczyć, uczynić dobro, czy zło (moralność), ale by iść za Chrystusem. Wtedy właśnie zaczynają się pojawiać pokusy „pod pozorem dobra”. Zły duch przemienia się w anioła światłości i zwodzi ludzi rzekomym „dobrem”. Wie bowiem, że wprost do zła już nie skusi, skoro człowiek wybrał drogę Chrystusa. Wtedy więc dla rzekomego dobra bliźniego można mu zniszczyć życie, uprzykrzyć je i obrzydzić maksymalnie. Dla dobra religii i wiary można robić podziały w Kościele (choć Chrystus prowadzi do jedności i o to się modli). Pod pozorem dobra (często swojego tylko) przestaje się dbać o dobro bliźniego. Na dodatek człowiek potrafi to świetnie zracjonalizować, wytłumaczyć sobie – nie widząc, że oszukuje sam siebie i walczy de facto z Bogiem.

Bóg zatrzymuj Szawła i dokonuje się w nim to drugie nawrócenie. Przestaje być sam dla siebie punktem odniesienia i wchodzi niejako pod posłuszeństwo Ananiasza, który mówi mu, co ma robić. Wtedy jego własne pomysły zostają zobiektywizowane – wtedy rzeczywiście otrzymuje misję od Boga, a nie sam ją sobie nadaje. A poddanie swojej subiektywności pod osąd kogoś z zewnątrz prowadzi do pokory. Wtedy zaczyna jaśniej widzieć podstępy złego ducha i zamiast walczyć z Jezusem – zaczyna Go z całą mocą głosić. Człowiek, który wszedł na drogę drugiego nawrócenia nie jest oczywiście wolny od pokus i grzechów. Jednak to nie one są jego głównym zmartwieniem. Jego podstawową troską jest to, by iść za Chrystusem, by wytrwale za Nim kroczyć, nie oglądając się ani na prawo, ani na lewo. Patrząc na Jezusa mniej będzie patrzył pod własne nogi, a wtedy jest mniejsze prawdopodobieństwo, że się potknie o grzech. Bo to w Jezusa mamy być wpatrzeni, a nie we własną moralność czy „doskonałość”. Za Nim mamy iść, a nie stać na rozdrożu i zastanawiać się: w lewo albo w prawo… czy zgrzeszyć czy jednak nie… opłaca mi się to, czy nie…

Tego uczy mnie dziś Szaweł i proszę Boga, bym stale szedł za Jezusem, by mnie przyłączył do Niego. Bym nie tylko za Nim szedł, ale również by mnie poprowadził drogą kolejnego etapu życia duchowego – zjednoczenia z Chrystusem, tzn. wybierania tego, co Chrystus wybierał (ubóstwa, wzgardy i wyśmiania, pokora, krzyż…).

2 komentarze

  1. Rafael
    19 kwi, 2013

    Mocne słowa. Czytałem tę notkę tak po akapicie, bo przenikały mocno…
    Za te słowa: „Wtedy jego własne pomysły zostają zobiektywizowane – wtedy rzeczywiście otrzymuje misję od Boga, a nie sam ją sobie nadaje. A poddanie swojej subiektywności pod osąd kogoś z zewnątrz prowadzi do pokory”, szczególnie dziękuję.

  2. rafi
    19 kwi, 2013

    Nie, nie można równocześnie żyć blisko Boga i walczyć z Nim. Natomiast ktoś może myśleć że żyje blisko Boga, a tak naprawdę żyje przeciwko Bogu. Można stworzyć własny system religijny, własny system zasad, własny zestaw wyobrażeń o Bogu który nie ma nic wspólnego z prawdą. Można wmawiać sobie i innym że „to jest właśnie prawdziwa wiara, prawdziwa droga do Boga”. Można żyć przez lata w kłamstwie, w imię Boga czyniąc wiele zła.

    Faryzeusze wzięli to, co Boże i wymieszali z tym, co ludzkie, tworząc tym samym karykaturę religii. Chodzi o to by ze swojej wiary odrzucić to, co tylko ludzkie. Nie jest to łatwe. Św. Paweł po spotkaniu z Jezusem musiał wszystko od nowa przemyśleć…

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *