Nie mają już wina…

Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. J 2, 1 – 12

Maryja staje dzisiaj w centrum dzisiejszego dnia. Moją uwagę zwróciło dzisiaj to, co ona robi w trudnym momencie. Znalazła się na weselu, gdzie normalnie wszystko powinno grać, a tymczasem tak nie jest. Pojawia się brak. Jest problem. Brakuje tego, czego na weselu nie powinno brakować. I ona, Maryja… nie narzeka, nie krytykuje („ktoś tu zawalił sprawę”), nie pokazuje palcem, nie szuka winnych. Ona jest tą, która zaradza potrzebie. Zdałem sobie sprawę z tego, ile razy ja czyniłem odwrotnie. Bo łatwiej jest być biernym, zewnętrznym obserwatorem. Łatwiej jest patrzeć na czyjeś zakłopotanie i kiwać z politowaniem głową. Łatwiej jest w sercu sobie myśleć „tak, ciamajda, nie zabezpieczyli, nie zaplanowali, nie pomyśleli…”. Maryja jest tą, która zaradza potrzebie bez zbędnych słów, bez zbędnych gestów, bez pokazywania wyższości wobec tych, którzy doświadczają porażki, braku, czy innego rodzaju trudności.

Maryja jest niesamowita. Odsyła do Jezusa. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie„. To na przekór tym wszystkim, którzy uważają, że ona zasłania sobą Boga. Ale zrobić wszystko, co powie Jezus – wcale nie jest takie proste. Bo On każe czynić rzeczy po ludzku absurdalne. Nalać wody? Przecież wina im brakuje, a nie wody! No dobrze… to pewnie On jest jakimś cudotwórcą, wyciągnie ręce nad stągwiami, wypowie magiczną formułkę, dotknie wody palcem, czy cokolwiek innego. Nic z tych rzeczy. Każe im zanieść staroście weselnemu… wodę! Oszalał. Boże, Ty się chyba na tym nie znasz. To, co najważniejsze, dokonało się pomiędzy nalaniem wody do stągwi a skosztowaniem przez starostę. Może woda stała się winem, kiedy lali ją do naczyń, a może kiedy byli w drodze do starosty – nie wiemy. Ale – Panie Jezu, jeśli tak się ma sprawa z czynieniem wszystkiego, co mi powiesz (z posłuszeństwem Tobie), to proszę Cię – przymnóż mi wiary! Bo ja w takich momentach zbyt często zaczynam kombinować po swojemu, szukać rozwiązania po ludzku. Zwłaszcza, kiedy jestem przyparty do muru z poczuciem bezsilności. To właśnie wtedy mam usiąść – ale nie by rozpaczać, by się wściekać, by narzekać. Wtedy mam usiąść do modlitwy, by usłyszeć Twoje polecenia i by móc wypełnić wszystko, co mi powiesz.

Maryja jest w tym wszystkim genialna. Pokorna służebnica. Znika ze sceny. To nie ona tu najważniejsza. Czyżby? Pokazuje drogę, wręcz staje się drogą. Pokazuje, w jaki sposób wypełniać wolę Bożą. Dlaczego Maryjo jesteś tak ważna w moim życiu? Dziś dotarło do mnie, że to pokory. Bo jeśli Bóg – choć jest Wszechmocny i mógł to uczynić zupełnie inaczej – chciał przyjść na świat przez kobietę, młodą, wiejską, nikomu nie znaną dziewczynę – to czyż przez to nie uczynił z niej drogi prowadzącej do Siebie? Jeśli On, uniżając samego siebie, przyszedł na świat przez Maryję, to czy przez Maryję nie dojdę w sposób pewny do Jezusa? Jestem o tym przekonany. To ona zaradza moim potrzebom, to ona uczy mnie posłuszeństwa Jezusowi, to ona – jako Pokorna Służebnica Pana – uczy mnie pokory. Tylko że jestem tak daleki od pokory, od posłuszeństwa Jezusowi we wszystkim, od tej drogi, po której On i tak mnie prowadzi…

Maryjo, Oblubienico Ducha Świętego – wstawiaj się za mną do Twojego Syna!

 

4 komentarze

  1. Kinga
    26 sie, 2012

    Ja także pomyślałam o tym, cóż tu dużo mówić, gapiostwie i niedopatrzeniu osób odpowiedzialnych za wino i tej przepięknej, jakże wyjątkowej odpowiedzi na tę sytuację Maryi. Ona nawet mnie – czasem uparcie nie proszącą o pomoc, tylko próbującą zdziałać coś na własną rękę wobec mych błędów- zanosi Jezusowi. Pokorna, cicha, prawdziwa Matka… A On, jeśli tylko pozwolę Jej przyprowadzić się do Niego, posłucham Jej cichego, ale pełnego przekonania „Zróbcie wszystko cokolwiek Wam powie” ,daje mi daleko więcej niż oczekuję, się spodziewam. Nie tylko, że Jezus zamienia wodę w wino, ale czyni to wino najlepszym!
    Jezu, spraw, abym przychodziła do Twojej Matki i to od Niej uczyła się zasłuchania w Ciebie, zawierzenia Tobie! Niech Ona każdego dnia staje się moją wyjątkową orędowniczką i nauczycielką w drodze do Ciebie!

  2. Majka
    26 sie, 2012

    Ja dzisiaj pomyślałam o czymś innym – o Maryi jako o Królowej. Często lubimy, zwłaszcza my, Polacy, domalowywać na jej obrazach korony. Razi mnie to – nie pasuje.
    Dzisiaj pomyślałam, że Jezus jest Królem – ale nie takim, jakim czasem chcielibyśmy Go widzieć, bo panującym z tronu Krzyża. Może gdyby to samo słowo – słowo Królowa – rozważyć w tym samym kontekście, to byłoby to bardziej odpowiednie? Muszę nad tym pomyśleć 🙂
    Dziękuję ze piękne świadectwa!

  3. Ola
    26 sie, 2012

    Dla mnie Maryja jest kimś, kogo w moim sercu dopiero poznaję, kimś, wobec kogo w relacji dopiero wzrastam…mało o niej wiem, ona sama na kartach Pisma też nie należy do grona „wylewnych”, a mimo to swoim milczeniem MÓWI tak wiele…
    Dziś, gdy usłyszałam: „uczyńcie wszystko”, spytałam Boga co to znaczy dla mnie??
    Usłyszałam, że „wszystko” co mówi Jezus, może czynić ktoś, kto Go dobrze zna-bo jeśli znam, to i ufam, wiem, że ta osoba chce mojego dobra ZAWSZE!, „wszystko” czyni ten, kto chodzi w Bogu, kto Go słucha, kto jest posłuszny Duchowi Świętemu, kto jest wolny.
    Kiedy pochylam się nad tym Słowem, Bóg wkłada mi w serce wdzięczność-cieszy mnie, że ja też chcę trwać przy Jezusie jak Maryja. I nie o to idzie, czy wytrwam, ile razy mi się uda, ile nie. Chodzi o więź z samym Stwórcą, w jedności z Jego Synem w Duchu Świętym. Przez Maryję Bóg mi mówi, że wzrost w Nim jest Obietnicą dla MNIE. To nie kategoria przywileju dla „niektórych”, a Żywe Słowo, które On chce wypełniać w naszym życiu.
    Bóg mi powiedział w dzisiejszym Słowie, że wypełni KAŻDĄ OBIETNICĘ W STOSOWNYM CZASIE-i to jest niesamowite! Chwała należy się Bogu, który za nas zwycięża, który nieustannie przypomina: to nie twoja walka..( ja się zajmę winem)
    Boże dziękuję Ci, że nie muszę walczyć, że Ty sam za mnie zwyciężasz, naucz mnie przyjmować bez oskarżeń Twoją Chwałę w moim życiu, niech się objawia we mnie. Amen!!

  4. Tadek
    26 sie, 2012

    Maryję pokochałem dopiero niedawno-wracałem z południa Polski i na 3 dni zatrzymałem się w Częstochowie, sam, z wyłączoną komórką,bez pospiechu chodziłem po Jasnej Górze.Chciałem się wyspowiadać,ale głośno spowiadający kapłan spłoszył mnie -jak tu głośno mówić o TAKICH grzechach.
    Poszedłem na plac pod wałami, przechodziłem wolniutko stacje różańcowe,czytałem fragmenty Ewangelii . wypisane na tablicach pod rzeźbami. Ja,grzesznik przeczytałem,że jestem synem umiłowanym,a Jezus chce abym był tam gdzie ON jest i widział Jego chwałę,Czytałem o rozmnożeniu chleba, o przemienieniu na Górze Tabor,wreszcie jakoś na końcu o narodzeniu.Przypomniałem sobie dzieciństwo i moją matkę,chcąc zrozumieć jak kocha matka nagle poczułem się bezpiecznie,jak kochane dziecko, przez Boga Ojca, przez Jezusa Syna, przez Ducha i przez Maryję.Całe niebo zawirowało dobrem i pięknem.
    Wszystko potem działo się tak szybko,wyspowiadałem się ,leki i radosny,gdy rozpoczynała się kolejna Msza Św przed obrazem Matki Bożej okazało się, że są tylko dwie osoby z rodziny za którą była intencja i kapłan zaprosił do środka stojących przy wejściu-tak oto znalazłem się w Kaplicy Cudownego Obrazu, w drugiej ławce, tuż przy Matce,wiem ,to musiała być Jej łaska.
    Od tego czasu noszę Ją w sercu i czuję Jej nieustanną opiekę.Modlę się za kapłanów,szczególnie tych których znam i obarczam moimi nieprawościami przy spowiedzi,modlę się o świętość i radość dla NICH. a Tobie Maryjo dziękuję i przepraszam za tyle lat bez Ciebie.

Skomentuj Kinga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *