Prostota serca
Wszystko przekazał mi Ojciec mój. Mt 11, 25 – 30
Czytając dzisiejszy tekst Ewangelii miałem wrażenie, że składa się on z różnych części, dość luźno ze sobą połączonych. Najpierw Jezus wychwala Ojca, że prawdę Ewangelii zakrył przed mądrymi, a objawił prostaczkom (=tym, którzy są jak dzieci). Na koniec mówi o tym, by przyjść do Niego ze swoimi obciążeniami i utrudzeniami, a jednocześnie wziąć na siebie Jego jarzmo. A w środku? Mówi o tym, że Ojciec dał Mu wszystko i że nikt nie zna Syna tylko Ojciec, ani Ojca jak tylko Syn.
Ten środek wydaje mi się taką zawiasą, która łączy dwie pozostałe części. Bóg naprawdę ukrył Jezusa i Ewangelię przed mądrymi i roztropnymi. Przed tymi, którzy biorą wszystko na chłodno, kalkulują, którzy doszukują się drugiego dna, którym brak prostoty i otwartości, dla których ważniejszy jest umysł aniżeli serce. Sam taki jestem w wielu momentach. Brakuje mi prostoty dziecka. Tu nie chodzi o „łykanie” wszystkiego – tu chodzi o Dobrą Nowinę. To na nią mam być otwarty jak najbardziej. To ją mam przyjmować w prostocie serca, będąc posłusznym Słowu. A wielokrotnie doświadczam tego, że nie rozumiejąc – nie przyjmuję, nie jestem posłuszny. W jakiś sposób nie rozpoznaję przychodzącego Jezusa. Zachowuję się jak ci wszyscy uczeni i faryzeusze, do których przyszedł Jezus, ale Go nie rozpoznali. Widzieli znaki, cuda, słyszeli nauczanie… i nic. Bo przecież mówili sobie: czy nie jest On synem cieśli? Czy nie znamy Jego rodziny? Przecież żaden prorok nie powstaje z Galilei!
Bo Jezus przyszedł właśnie w ubóstwie i prostocie – przyszedł jako Dziecko – dlatego Go nie rozpoznali. Umysł zbyt zajęty szukaniem prawdy, nie spostrzegł się, kiedy przyszła Prawda. Też taki jestem czasem. Kiedy szukam swojej racji, kiedy zaczynam kombinować po swojemu, usprawiedliwiać się i szukać wymówek, kiedy zaciekle walczę o swoje nie zważając na innych, kiedy wydaje mi się, że wiem lepiej, że to ja mam „prawdę”, to mnie się coś należy… Nie rozpoznaję wtedy Jezusa. Mało tego – nie jestem zdolny Go rozpoznać, bo nie mam odpowiedniej dyspozycji serca.
W tym właśnie widzę największe moje utrudzenie. W tym, że chcę zobaczyć, a jestem ślepy, chcę doświadczyć Boga, a koncentruję się na sobie a nie na Nim. Tymczasem On mnie zaprasza, bym z tym moim utrudzeniem przyszedł dziś do Niego. W nim jest cichość i pokora, które sprawiają, że każdy ciężar jest słodki a brzemię lekkie. Dlatego, że wtedy nie jestem sam, nie kombinuję po swojemu, nie wysilam na próżno umysłu. Wtedy przyjmuję Boga przychodzącego w pokorze i prostocie. Przyjmuję bliźniego w ten sam sposób, bez wywyższania się, bez traktowania z góry. Tak też traktuję świat, rzeczywistość wokół mnie. Moje oczy są otwarte na dobro i piękno – na Boga, którego mogę szukać i znajdować we wszystkich rzeczach! Wtedy i ja będę mógł powiedzieć za Jezusem: Wszystko przekazał mi Ojciec mój!
no i niechże Ksiądz więcej pisze, proszę !
przyjmuję Boga przychodzącego w pokorze i prostocie.
Nie w wyszukanych słowach, przemądrzaniu się ale w prostocie, imponowaniu tym co mam i posiadam. Bo moje bogactwo to BÓG. I zawsze myślę,człowieku pokaż mi jak bogaty jesteś w Pana Boga.