Aby nic nie zginęło
Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło. J 6, 1 – 15
Bardzo mnie poruszyły te słowa. Jezus troszczy się nawet o drobinki chleba, które po jedzeniu mogły wpaść w trawę. Bogu bardzo zależy na tym, aby nic nie zginęło. Podobne słowa zawarł Jezus w swej modlitwie przed męką, kiedy prosi o jedność uczniów i dziękuje Bogu, że nikt nie zginął oprócz syna zatracenia (J 17, 1 – 26). A przypowieści? Ojciec, który cieszy się z odnalezionej owcy, która zginęła, który raduje się z odnalezionej drachmy – a nade wszystko – z syna, który zaginął, a odnalazł się.
Bóg nie przestaje szukać tego, co zginęło. Nie macha ręką, nie lekceważy. W tym akurat wydaje się drobiazgowy i dzisiejszy tekst mocno to pokazuje. Bo przecież chodzi o ułomki, o słabsze kawałki, które odpadły od większej całości chleba. Okruszki, które w sposób naturalny spadają podczas posiłku.
Każdy okruszek jest dla Boga ważny. Każdy mały fragmencik dobra, miłości, ciepła, życzliwości, cierpliwości. Bóg nie chce niczego z tego utracić. Zobaczyłem, że mnie nie zawsze na tym samym zależy. Tak często je lekceważę, pomniejszam ich wagę. Bo przecież chce się robić wielkie dobro, jak już nawracać, to wielkie tłumy, jak się w coś angażować – to żeby to miało wymierne efekty. Dla Boga zaś liczy się każdy okruch.
Te okruszki mogą być rozumiane jak słabi ludzie, często z marginesu, nie tak mądrzy i inteligentni, jak inni. Nie tak dobrzy, nie tak poukładani, nie tak pobożni, nie tak wrażliwi. Bogu zależy na nich i nie chce żadnego z nich utracić. I dla nich jest miejsce w świecie, dla nich jest miejsce w sercu Boga. A w moim sercu?
Te małe okruchy to również ja – pokawałkowany czasem, pofragmentowany, z takim wrażeniem, że się rozsypuję, że nie czuję się całością, pełnią, lecz okruchami właśnie. Dla Boga każdy okruch mego życia jest ważny, o każdy się troszczy i chce je zebrać razem, w jedną całość. Moje słabości, upadki, niemoce, bezsilność, bezradność, różne trudności i tragedie – wszystko, co mnie rozbija wewnętrznie. Nie zawsze to wszystko w sobie akceptuję, nie zawsze siebie z tym wszystkim kocham. Ale takiego właśnie kocha mnie Bóg. I zbiera cierpliwie to wszystko w jedno. Tak właśnie wyobrażam sobie uzdrowienie. Nie jako chodzący ideał, nie jako sterylność czy brak problemów. Bardziej jako jedność ciała, serca, umysłu i ducha, którą sprawia we mnie Bóg dbając, by żaden fragmencik mnie samego nie został utracony…
Dbać o to, co małe, słabe, pogardzane, odrzucane, traktowane lekceważąco i z wyższością… dbać o to zarówno w sobie samym, jak i wokół mnie. Dbać o moje słabsze miejsca w sercu, słabsze momenty w życiu, dbać też o bliźniego, który taki właśnie jest. Bo to czyni mój Pan, troszczy się o to, by absolutnie nic nie zginęło. Przecież z Jego ręki to wyszło, On to wszystko lepił z taką pieczołowitością. Przecież On umarł właśnie po to, aby rozproszone dzieci zgromadzić w jedno, aby nie zginęło nic z tego, co Ojciec Mu dał… Czy taki jestem? Czy naśladuję w tym Boga?
„Te małe okruchy to również ja ” – cały ten fragment jest dla mnie ważny, daje nadzieję, ufność, że taka pokruszona, słaba jestem kochana.
Nie wszystko w sobie widzę, nie zawsze rozumiem – jedno coraz bardziej do mnie dociera – bardzo Cię potrzebuję Panie Boże, dziękuję że Jesteś.