Uniżony Bóg
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret… Łk 1, 26 – 38
Dziś jakoś szczególnie zobaczyłem uniżenie Boga, Jego nieskończoną pokorę. Postanawia zbawić człowieka i żeby tego dokonać sam chce stać się człowiekiem. Posyła swego Syna Jednorodzonego. Ale Jezus nie ma się narodzić w pałacu królewskim. Jego rodzina nie będzie bogata, nie będzie np. z rodu arcykapłańskiego czy nawet królewskiego (Heroda). Bóg nie posyła anioła do Jerozolimy, lecz do małej, nikomu nie znanej dziury w Galilei, gdzie wiele lat później Natanael zapyta: Czy może być co dobrego z Nazaretu?
Już samo przyjście Boga na świat jest Jego uniżeniem, ukazaniem najwyższej pokory. A przecież On na tym nie poprzestaje i ciągle trwamy w okresie wielkanocnym – czasie, który mi to bardzo uprzytomnił. Bo to wtedy właśnie Bóg klęka przed człowiekiem i myje mu nogi. Wtedy tak bardzo ukrywa swoje bóstwo, że jest wzięty nawet nie za człowieka, lecz za niewolnika, ukrzyżowany jak bandyta. To zgorszenie nie mieści mi się w głowie, bo i ta pokora jest niewyobrażalna.
Szczególnie trudne jest to do przyjęcia, kiedy wczytuję się w tekst o Zwiastowaniu. Przecież anioł obiecuje, że ten nowo narodzony Syn będzie wielki, będzie nazwany Synem Najwyższego, Bóg Mu da tron praojca Dawida, będzie panował… I czy cokolwiek z tego spełniło się za ziemskiego życia Chrystusa? Co mogła myśleć Maryja, kiedy lata biegły a tej wielkości ani widać, ani słychać? Wręcz przeciwnie – napięcie i kontrowersje wokół Jezusa narastają, jest coraz bardziej atakowany, coraz bardziej poniżany… aż do wydarzeń, które tydzień temu świętowaliśmy.
Bóg, który upodobał sobie to, co niskie, ubogie, małe, poniżone, słabe, grzeszne, ukryte, nie rzucające się w oczy, zwyczajne, proste, nieskomplikowane… a ja? Ile we mnie pragnień wielkości, poklasku, zaszczytów, szukania swego, wywyższania się, brylowania, błyszczenia w towarzystwie, szukania chwały i docenienia mnie i moich dzieł… z drugiej strony ile we mnie poniżania tego, co poniżone, odwracania się plecami od tego, co słabe, ubogie i zwyczajne… Jak w tym wszystkim mało staję w prawdzie i tak często próbuję np. wybielać swój grzech, usprawiedliwiać się, pomniejszać moją winę. Bo przecież ucierpi na tym mój autorytet, moje ambicje, mogę utracić twarz.
Panie Jezu, Ty przychodzisz w te miejsca, które ja tak często odrzucam, których się wstydzę, boję, uciekam od nich. Klękam przed Twoją pokorą i tak pokornie jak tylko potrafię proszę Cię – uczyń mnie choćby odrobinę podobnego do Ciebie. Chcę wszystko uznać za śmieci i uniżyć samego siebie, by Ciebie w moim życiu wywyższyć ponad wszystko!
Panie Jezu, Ty przychodzisz w te miejsca, które ja tak często odrzucam, tak po swoje3mu po ludzku . Nie zawsze Tobie się to podoba. Uczę się rozeznawania Twojej woli