Spodobało się Bogu…
Bo to, co głupie u Boga, mądrzejsze jest od ludzi, a co uchodzi za słabe u Boga, mocniejsze jest od ludzi. 1 Kor 1, 17 – 25
Jak to jest, że nasz Bóg, tak potężny i mądry – upodobał sobie w tym, co małe, słabe, pokorne, po ludzku głupie? Zastanawia mnie to od rana. Przypomniałem sobie te wszystkie momenty, w których chciałem być „kimś”, chciałem być podziwiany, chwalony, doceniony, zauważony. Momenty, w których chciałem innym coś udowodnić – najczęściej to, że mam wartość, że się na czymś znam, że w czymś się specjalizuję, że nie jestem gorszy od innych. Czy to źle? Raczej nie. Mam znać swoją wartość, mam żyć pełnią moich zdolności i iść w życiu za pragnieniami. A kiedy inni mnie chwalą, to widocznie jest ku temu powód (pomijam kwestie podlizywania się) i potrzebuję to przyjąć, ucieszyć się, że mogłem komuś w czymś pomóc.
Ale na dzisiejszej modlitwie w moim sercu odkryłem pragnienie ukrycia się, bycia tak zwyczajnym człowiekiem, że „niezauważalnym”. Usłyszałem w sobie słowa o tym, by stać się naprawdę głupcem w oczach tego świata. Przypomniały mi się słowa św. Ignacego z Trzech stopni pokory: „chcę i wybieram (…) zniewagi z Chrystusem pełnym zniewag, niż zaszczyty; i bardziej pragnę uchodzić za obłąkańca i głupca z powodu Chrystusa, boć jego pierwszego za takiego miano, niż być uważanym za mądrego i roztropnego na tym świecie (…)”. Wcale to nie jest łatwe. Po pierwsze dlatego, że wymaga to ode mnie pokory. Ileż razy mój rozum i serce buntują się przeciwko komuś lub czemuś, co mi się wydaje „głupsze” ode mnie. Ile razy mam trudność w uznaniu swojej słabości, niemocy czy braku roztropności. A po drugie – zdałem sobie sprawę, że aby naprawdę stać się małym i pokornym, trzeba znać dobrze swoją wartość i nią żyć – wartość, jaką mam w oczach Boga. Bo inaczej będę oczekiwał ludzkiego uznania, pochwał i gratyfikacji. Nie jest źle, kiedy ludzie mi to dają, sami z siebie… gorzej, gdy zaczynam tego sam szukać i na tym opierać moją wartość.
Panie, moje serce się nie wynosi, oczy moje nie patrzą z góry, nie ubiegam się o rzeczy wielkie ani zbyt cudowne. I oto jestem spokojny. Ucichłem jak niemowlę nakarmione przez matkę. Jestem jak nakarmione niemowlę. Niech Izrael zaufa Panu teraz i na wieki! Psalm 131
Ważna prawda o mnie samej – bardzo ważna – uświadomiła mi istotę wszystkich moich błędów, wszystko co robiłam w życiu, było podporządkowane zaspokojeniu pragnienia podziwu, uznania, docenienia. Zawsze i wszędzie szukałam potwierdzenia siebie. To był błąd. To było złe. Swoją wartość budowałam na akceptacji innych. Wszystkie inne moje niemoce wypływały z tego jedynego faktu. Teraz to wiem. Wiem też, że teraz jest inaczej. Znaczę tyle, ile znaczę dla Ciebie Panie. I z ulgą zauważam, że nie tak trudno jest w pokorze, budować poczucie własnej wartości opierając się na Tobie, bo każdego dnia doświadczam, że jestem Twoją najukochańszą córką. Więcej nawet, -„upodobałeś sobie mnie taką słabą, małą, po ludzku głupią”.
Niezauważalna chciałam być, gdy opanowywał mnie lęk lub toksyczny wstyd. Teraz już to nie jest ważne. Może dlatego, że pomogłeś mi Panie uwolnić się od tych więzów i że cieszę się każdym dobrze przeżytym dniem i chciałabym dzielić się tą radością z wszystkimi. A może dlatego, że „Ucichłam jak niemowlę nakarmione przez matkę”.