Dowód osobisty
Pokój wam! Łk 24, 35 – 48
Uczniowie siedzą razem. Uciekinierzy z Emaus też dotarli. Opowiadają sobie o tym, co ich spotkało, a szczególnie o spotkaniu Jezusa. I wtedy On się zjawia. Bo kiedy się o Nim mówi – On przychodzi. Gdzie dwaj albo trzej… To wcale nie musi być modlitwa. On JEST, kiedy się o Nim mówi. Chcesz więc doświadczyć Jego obecności? Tu jest gotowa recepta.
Jezus wita się z nimi słowami „Pokój wam!”. Tych słów nigdy nie należy mylić ze świętym spokojem. One nie oznaczają, że nie będzie już wojen, konfliktów, ani nawet kłótni z sąsiadami. Świat jest jako jest (ostatecznie to my go kształtujemy). Pokój, który przynosi Jezus jest pośród ucisków, pośród prześladowań, pośród walk i innych tragicznych wydarzeń. Co oznacza ów pokój? Jest przede wszystkim darem Boga. To nic innego jak Bóg, który mówi w moim sercu: „Ja Jestem”. A On jest Bogiem większym od wszystkiego, większym od wszystkich katastrof, wojen czy niepokojów świata. Cóż więc może mi się stać? Ten pokój więc to pewność, że jestem w ręku Boga, który jest większy od wszystkich. Nic mi nie grozi.
Uczniowie przestraszyli się Jezusa. Kiedyś też tak było, gdy przyszedł do nich w nocy po wodzie. Wtedy również myśleli, że to zjawa i aż krzyknęli. Dzisiaj nie krzyczą, ale mają wrażenie, że widzą ducha. Więc Jezus chce im jakoś udowodnić, że On to On. Jak to robi? Pokazuje im swoje rany. To jest Jego dowód osobisty. Po tym mogą Go rozpoznać. Wręcz każe im ich dotykać i sprawdzać. Podobnie jak już wkrótce usłyszymy o tzw. „niewiernym” Tomaszu.
Rany Jezusa są Jego dowodem osobistym. Po tym uczniowie mają Go rozpoznać. Skoro mam być podobny do Chrystusa, to po czym mnie będą rozpoznawać? Być może też po ranach. A wiadomo, że rany są zawsze po walce, rany są czymś chwalebnym, a nie wstydliwym. I tylko ja czasem chowam moje rany, moje słabości, niemoc, bezradność, poniżenie czy inne tym podobne, które uważam za wstydliwe, a czasem wręcz za godne pogardy. Św. Paweł mówi, że najchętniej będzie się chlubił ze swoich słabości. Jezus ze swoimi ranami poszedł do Ojca. Być może tam, w niebie, właśnie po tym będą nas rozpoznawać, po naszych ranach…
Właśnie to poruszyło mnie tak bardzo podczas weekendu w DM Moje rany(tak bolace i nie chcące sie goić ) i mogą być moim DOWOWDEM OSOBISTYM.amen
OJCZE GRZEGORZU DZIEKUJE ZA PORUSZENIE NIEZWYKLE AKTUALNEGO TEMATU CIERPIENIA NIEWINNYCH W CZASIE EWIDENTNEJ DOMINACJI ZŁA TERRORU I PRZEMOCY. WIARA I ZAUFANIE BOGU SĄ WYSTAWIONE NA WIELKĄ PRÒBĘ. DUŻO LATWIEJ JEST OBWINIAC BOGA ZA ZŁO TEGO ŚWIATA A PRZECIEŻ TO CO SIĘ DZIEJE TO EFEKT ODRZUCENIA BOGA WYKLUCZENIA GO Z ŻYCIA LUDZI I NARODÒW. A PRZECIEŻ BEZ BOGA CZLOWIEK SIĘ GUBI A ZŁO WDZIERA SIĘ DO SERCA ZAPEŁNIAJĄC PUSTKĘ PO WYPROSZENIU ZEŃ BOGA. A ON SZANUJE NASZE DECYZJE I DAJE NAM WOLNĄ WOLĘ