Pozostańcie na swoim miejscu
Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie Pana… Wj 14, 5 – 18
Poruszyły mnie dziś te słowa. Pozostać na miejscu. Absurd. Izraelici ledwo co zostali wypędzeni z Egiptu, wyszli stamtąd w pośpiechu, są na pustyni i właśnie dopada ich wojsko faraona. Ich życie jest w wielkim niebezpieczeństwie, ich istnienie zagrożone. Patrząc na to, co się dzieje, mają pretensje do Mojżesza, że po co w ogóle wyprowadzał ich na wolność, przecież im tam było „dobrze”…
…właśnie. W niewoli jest ciężko, źle i człowiek narzeka, utyskuje na swój los. Ale potrafi się do tego przyzwyczaić i tak naprawdę w głębi serca nie zamierza tego stanu zmienić. Po pewnym czasie (a Izrael był w niewoli ponad 400 lat) to nawet już nie do końca wie, co to znaczy żyć w wolności. I kiedy nagle ktoś obdarza go wolnością… znów zaczyna narzekać i chce wrócić do poprzedniego stanu.
Stary człowiek we mnie ma taką właściwość, zgodną ze swoją nazwą, że chce wrócić do „starego”. Już Pan Jezus o tym mówił, że kto napił się młodego wina, mówi: „stare jest lepsze”. Po prostu jest we mnie tendencja, że mogę co roku jeździć na rekolekcje, czytać pobożne książki i mówić o tym, że bardzo chcę zmienić swoje życie i stawać się lepszym człowiekiem, coraz bardziej kochającym – a ostatecznie i tak nic nie zrobię w tym kierunku, bo… niby chcę, a nie chcę. Z tym spotyka się dziś Mojżesz, z tym spotykam się ciągle w moim życiu. Jestem na wolności i na tę wolność narzekam.
Ale wracając do tytułowych słów… Jak tu pozostać w momencie największego zagrożenia życia? Po pierwsze, to ja tu się nie bać, a po drugie – jak nic nie robić. Naprawdę absurd, nielogiczne, a może i nieludzkie. Pozostań na swoim miejscu. Bo może się okazać, że każdy ruch będzie fałszywy, i zamiast spodziewanego zwycięstwa, przyjdzie klęska. Bo z jednej strony pociąga mnie wolność, a z drugiej nęci wygoda niewoli. Wolność wzywa do odpowiedzialności, w niewoli ktoś inny za mnie myśli.
Pozostać na miejscu w chwili zagrożenia. Bo to Pan będzie walczył, to Pan przychodzi ze zbawieniem. To Jemu zależy na mojej wolności bardziej. Wszak inicjatywa wprowadzenia z Egiptu należy do Boga, który już się „dość napatrzył na udrękę swego ludu”. Chodzi więc o to, bym pozostał na swoim miejscu – cokolwiek by się ze mną nie działo i w jakimkolwiek niebezpieczeństwie się nie znalazł – bo na tym miejscu Pan chce mnie zbawić. Mam nie kombinować i szukać ucieczki z tej niewygodnej sytuacji. Bóg przychodzi ze zwycięstwem, które ostatecznie prowadzi do wolności. Muszę sobie tylko na jedno pytanie odpowiedzieć: czy naprawdę jej chcę?
Uczę się nie podejmować żadnych decyzji w chwilach kryzysu, a gdy przychodzi równowaga i pokój to cieszę się, że nic „głupiego” nie zrobiłam
Bóg przychodzi ze zwycięstwem, które ostatecznie prowadzi do wolności.
Tylko już teraz mam myśleć co zrobię z tą WOLNOŚCIĄ ? 🙂
za trudne do zrealizowania dla mnie