Ku wolności
Piotr skuty podwójnym łańcuchem spał między dwoma żołnierzami, a strażnicy przed bramą strzegli więzienia. Dz 12, 1-11
Co trzyma mnie w więzieniu, zakutego w łańcuchy i śpiącego pomiędzy dwoma żołnierzami? Może to coś małego, jakieś nieduże przywiązanie, które nie jest grzechem? A mimo to nie pozwala mi swobodnie żyć, gdyż jest jakimś nieporządkiem we mnie. Może jest to coś, co nie jest zawinione, ale czego trzymam się kurczowo myśląc, że da mi to życie, bezpieczeństwo, pokój… Dzisiejsze teksty prowadzą mnie znów do tematu wolności.
Pan przez Anioła prowadzi mnie do wolności. Budzi mnie trąceniem w bok, bym zaczął żyć świadomie, a nie jakby we śnie, karmiąc się iluzjami. Budzi mnie na różne sposoby: przez drugiego człowieka, bliskie relacje, przez dobrą lekturę, okoliczności życia (czasem przyjemne, a czasem bardzo trudne). Bóg posługuje się każdym „Aniołem”, który może mnie doprowadzić do wolności. Chodzi bowiem o to, bym w życiu kierował się Miłością, a nie (tylko) Prawem, ludzkimi względami, polityką, modą, tym, co wypada lub nie wypada, nieuporządkowanym przywiązaniem do czegoś lub kogoś, sercem przyklejonym do stworzeń, do swojej racji, swoich zranień…
Anioł ma mnie wyprowadzić z więzienia i chroni mnie w taki sposób, że staję się niejako niewidzialny dla żołnierzy i strażników. To dzieło Pana, który we mnie działa. Czynności, jakie mam wykonać są podobne do tych, jakie uczynił Bartymeusz, który spotkawszy Jezusa również szybko wstaje i idzie do Pana. Bartymeusz jednak odrzucił płaszcz, by stanąć przed Jezusem w prawdzie, ja zaś potrzebuję go teraz nałożyć, by chronił mnie przed wszystkim, co chce mi zabrać wolność. A tak naprawdę, to odczuwam głęboko, że tym płaszczem dla mnie jest sam Jezus, który – jak św. Pawła – staje przy mnie, wzmacnia mnie i chroni od zła (2 Tm 4, 6-9. 17-18).
Jezus pyta uczniów, za kogo uważają Go tłumy i oni sami (Mt 16, 13-19). Chce znać ich opinię na swój temat. Czy zbyt często nie jestem związany ludzką opinią o mnie, która wpędza mnie w niewolę? Czy z tej opinii nie próbuję czerpać mojej wartości? Uświadomiłem sobie, że kiedy jestem podobny do Boga, to również – jak Piotr i Kościół – mam władzę związywania i rozwiązywanie. Nie jest to taka sama władza jak ta sakramentalna, lecz działa tylko wtedy, gdy naprawdę jestem podobny do Chrystusa. Bo kiedy przebaczam moim krzywdzicielom – czyż nie rozwiązuję ich i nie czynię wolnymi i Bóg również ich wtedy nie uwalnia? Takiej miłości jak przebaczenie bramy piekielne nie przemogą. Nie działa to jednak w drugą stronę – kiedy zacinam się i nie przebaczam, nie jestem wtedy podobny do Boga i choć ja nie przebaczam – Bóg owszem, przebacza. Wtedy tylko ja zostaję jakby zamknięty w więzieniu i związany.
Panie, uczyń mnie wolnym, szczególnie od moich ran, bym wszystko przebaczał i czynił pod wpływem miłości, a nie bólu zranienia, który zamyka na innych. Bym był odważny (zdolny do wypowiedzenia swojej słabości) i podobny do Ciebie we wszystkim, jako zranionego Baranka z zabliźnionymi ranami, z których przychodzi do mnie Życie i Wolność.
Coś małego, jakieś nieduże przywiązanie, które nie jest grzechem – takiego chyba najtrudniej się pozbyć. Trudno w ogóle zauważyć, że nie jest niewinne. Tak łatwo go bronić, tłumaczyć – no bo przecież nie jest grzechem.