Boży oddech
Bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. Dz 17, 22 – 18, 1
Od Boga mam wszystko. Paweł mi to dziś mocno uświadomił. Mało tego – dodaje potem, że w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Mocne słowa, które mnie dziś mocno poruszyły.
I w sumie prawie natychmiast odniosło mnie to wszystko do przypowieści o synu marnotrawnym, a szczególnie do starszego syna, który z pretensją zwraca się do Ojca, że ten nie dał mu nawet koźlęcia, by się zabawił z przyjaciółmi. Co odpowiada Ojciec? „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do Ciebie należy„. No właśnie, wszystko mam od Ojca, tylko niekoniecznie w to wierzę. Dlatego tak często narzekam i mam pretensję do wszystkich wokoło o wszystko.
On daje mi życie i oddech… mogę więc powiedzieć, że mój oddech jest Boży. Każdym oddechem chwalę Boga, bo zostałem stworzony, aby Bogu oddać chwałę. Moje życie (takim, jakie ono jest, z blaskami i cieniami) oddaje Mu chwałę i mój oddech również. Ostatnio to odkryłem i sporo się teraz modlę oddechem. Często do oddechu dodaję imię Jezus, bo w Nim jest moje zbawienie, ale zdarza się również, że tylko oddycham (świadomie, spokojnie, głęboko) i mój oddech oddaję Bogu jako moją modlitwę – oddaję Mu go jako coś, co od Niego otrzymałem.
W Nim żyję, poruszam się i jestem – bo jestem „z Jego rodu”. Jestem Jego dzieckiem. Ale czy zawsze w to wierzę? Bo wtedy to, co powyżej napisałem, będzie tylko naturalną konsekwencją. Moje życie ma polegać na tym, bym wszystko przyjmował z Jego ręki, bo całe dobro pochodzi od Niego – jestem Jego dzieckiem i potrzebuję przyjmować wszystko jak dziecko. Ma się we mnie objawić ta cudowna właściwość dziecka – jego całkowita zależność od rodziców. Czy taki jestem względem Boga? Raczej nie, ale wiem, że ON zrobi wszystko, bym taki się stał na końcu mego życia. Będzie zabierał mi powoli wszystkie moje zabezpieczenia, wszystkie podpórki, wszystkie wyjścia bezpieczeństwa, bym ostatecznie oparł się tylko na Nim. Bym wszystko przyjął z Jego ręki (również krzyż), oraz bym wszystko (absolutnie wszystko) Mu oddał: od największych sukcesów, po najsromotniejsze porażki, od najmniejszego dobra, po największe grzechy.
Panie, chcę Tobą oddychać, chcę przyjąć od Ciebie wszystko i Tobie wszystko oddać! Amen!
Ten oddech podczas modlitwy nazywam „tchnieniem”, bo Pan wtedy przemienia moje serce, napełnia pokojem i miłością. Jest wtedy Obecny.