Jest OBECNY
Mniej więcej przez czterdzieści lat znosił cierpliwie ich obyczaje na pustyni. Dz 13, 13 – 25
Paweł opisuje w synagodze, w wielkim skrócie, historię narodu wybranego. Poczułem dziś mocniej, że to również moja historia. Z tym że podobnie jak Paweł skupiłem się nie na sobie i na tym, że były chwile chwały i chwile słabości. Skupiłem się na Bogu, który ciągle był i jest przy mnie. To On wyprowadza mnie z Egiptu, On prowadzi przez pustynię, gdzie musi znosić moje „obyczaje” – fanaberie, opory, narzekania, marudzenia, bunty… Wprowadza mnie do ziemi obiecanej, przygotowując dla mnie miejsce. Stawia na mojej drodze ludzi, którzy mi przewodzą, pomagają iść naprzód… Wielkie są dzieła Twoje, Panie, które czynisz wobec mnie, który – jak sam powiedziałeś w dzisiejszej ewangelii: „Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę”. Bo wobec tego wszystkiego czuję się mały, słaby i grzeszny.
Odczułem coś jeszcze dziś – podczas wieczornej adoracji. Że On jest Dawcą pokoju i radości, JEST OBECNY we wszystkim, co mi się przytrafia i że na Jego słowie mogę się oprzeć jak na skale. To jest rzecz pewna i nie do ruszenia. Zbyt często opieram się na sobie, na swoich wątłych siłach, na kombinowaniu po swojemu, na ludzkich kalkulacjach. Potrzebuję po prostu przyjąć to, Kim On JEST i że nigdy, przenigdy nie opuszcza On mego serca. Dlaczego więc się lękam? Pewnie dlatego, że zbyt skupiam się na sobie i na swoim przerośniętym ego. Skoncentrowanie zaś na Nim prowadzi do pokoju serca i do radości. Wtedy nic nie jest straszne i nie muszę się lękać: ani życia, ani śmierci, ani drugiego człowieka, ani świata wokół mnie, rzeczywistości, trudnych doświadczeń. Bo przecież ON JEST nieustannie we mnie i jeśli tak, to jestem „nie do ruszenia”. Nawet, gdyby mnie spotkała śmierć.
Na nowo uświadomiłem sobie również, na czym polega przyjaźń z Jezusem. Nawet nie wiem teraz, czy czegoś od Boga oczekuję, ale kiedyś oczekiwań było wiele. Lecz relacja przyjaźni to trwanie w miłości, o czym Jezus mówił wczoraj. Mogę dzielić z Jezusem moją codzienność i chcę to robić. Mogę mówić Mu o wszystkim, choć ostatnio odkrywam, że jeszcze lepiej jest z Jezusem milczeć o wszystkim. Bo On o tym wie. Ja chcę trwać z Nim i w Nim. Jak Przyjaciel z przyjacielem. Jak ktoś Dający z przyjmującym, który ani nie zasłużył, ani nie jest godny, ale jest kochany. Trwanie w kontemplacji Chrystusa, milczenie z Nim o wszystkim, pozwolenie, by działał, by samemu tylko trwać w miłości i przyjmować – zmienia człowieka. I tyle na dziś w temacie…
Skoncentrowanie zaś na Nim prowadzi do pokoju serca i do radości.
Już nie oczekuję zbyt wiele , tylko staram się przyjmować to czym Pan każdego dnia mnie obdarza. Nieraz refleksja przychodzi zbyt późno 🙂