Trwaj w miłości
Wy jesteście przyjaciółmi moimi… J 15, 9 – 17
Jakie jest kryterium bycia przyjacielem Jezusa? Najpierw naprowadza mnie na to wybór apostoła Macieja, o którym słyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu (Dz 1, 15 – 26). To kryterium podaje Piotr, który przewodniczy temu wyborowi. Mówi o tym, że świadkiem zmartwychwstania może być tylko ten, kto towarzyszył Jezusowi przez cały czas od momentu chrztu Janowego, aż do dnia, w którym Pan został wzięty do nieba. Przyjacielem moim jest ten, kto wytrwał ze Mną od początku do końca – powiedziałby Jezus i w pełni się z Nim zgadzam. Nie można być Jego uczniem, świadkiem i przyjacielem na pół gwizdka, od czasu do czasu. Mam wrażenie, że wielu ludzi przynależy do tłumu, który za Jezusem chodził, ale niekoniecznie do osób Mu bliskich, do Jego przyjaciół.
A w ewangelii Jezus mówi wiele o miłości. Ta mowa jest tuż przed męką i śmiercią i to jest bardzo ważna wskazówka do zrozumienia tego tekstu. Bo przed śmiercią człowiek wypowiada do swoich bliskich bardzo ważne – najważniejsze słowa. Poza tym przekazuje swój testament, ostatnią wolę. U Jezusa tą ostatnią wolą, najważniejszym słowem jest to jedno – MIŁOŚĆ!
Porusza mnie to, że Jezus umiłował mnie dokładnie tak, jak Jego umiłował Ojciec. Więc do końca, bez zabezpieczeń, bez ograniczeń, warunków czy rzeczy do spełnienia. Jedyne, czego ode mnie pragnie, bym w tej miłości Jego trwał. A trwanie to postawa przyjmowania, bierności, otwartości, a nie działania, aktywizmu czy zabiegania. Biegam, kiedy chcę na miłość zasłużyć, kiedy chcę jakoś zapracować sobie na nią, by mieć się czym pochwalić przed Bogiem i innymi. Lecz natura miłości jest inna. W swej istocie można ją tylko przyjąć, by potem ją ofiarować. Oczywiście, odbywa się to przez konkretne czyny, ale mam wrażenie, że to tylko środki wyrazu miłości – one sprawiają, że miłość jest widzialna dla naszych oczu i przez to bardziej wiarygodna. Do istoty miłości jednak one nie należą wprost, tak jak moje słowa wyrażają to, co się we mnie dzieje, ale same słowa nie są tym, co przeżywam, a na dodatek tak często brakuje słów, by wyrazić to, co się w sercu dzieje. Podobnie jest z miłością.
Przyjąć miłość, jak Jezus przyjmuje miłość Ojca (całkowicie, bez zastrzeżeń, z radością otwierając się na nią), oraz ofiarować miłość na tej samej zasadzie – jak Jezus, który za mnie wydaje swoje życie. Bo miłość to życie, a życie, to miłość. Nie ma większej miłości, jak oddać życie. To mocne słowa, ale prawdziwe do głębi i poruszające. Bo jeśli miłość to życie, a życie to miłość – wtedy wymiana jest równa: miłość za miłość. Tracę coś, lecz jednocześnie zyskuję… to samo. Bo na miłość nie można odpowiedzieć inaczej, jak tylko tym samym, czyli miłością.
Jedyne, czego ode mnie pragnie, bym w tej miłości Jego trwała:)