Iść za Pasterzem
Abyście szli za Nim Jego śladami. 1 P 2, 20b – 25
Dla mnie te słowa podsumowują i są istotą dzisiejszego dnia. Ewangelia mówi o tym samym, kiedy opowiada o Pasterzu idącym na czele owiec (J 10, 1 – 10).
Dla mnie ciągle trudne do wcielenia w życie jest właśnie to, że to ja mam iść za Pasterzem, a nie że ja idę przed Nim. Dobrze pamiętam, jak ten sam Piotr został za to skarcony: Zejdź mi z oczu, szatanie, czyli nie zasłaniaj mi widoku, idź za Mną, a nie przede Mną – mówił Jezus. Bo dobry Pasterz to ten, który idzie na czele i który bierze na siebie wszelkie niebezpieczeństwa. Najemnik idzie z tyłu i wystawia owce na pożarcie, bo mu nie zależy na nich. Dobry Pasterz idzie zawsze z przodu.
Ale ja nie jestem dobrą owcą i zbyt często ja chcę prowadzić, ja chcę iść na czele, a Pasterza proszę tylko, by szedł za mną i mi błogosławił. Co za absurd. Czyż to nie On jest moim Stwórcą i Zbawcą? On wie lepiej, ale w mojej pysze, w moim rozdętym ego to mi się wydaje, że wiem lepiej, że najlepiej znam się na swoim życiu, najlepiej wiem, co jest dla mnie dobre i nawet Bóg nie będzie mi tego mówił. W swojej pysze mówię Mu tylko, by spokojnie (pokornie) szedł za mną, słuchał mego głosu, moich próśb, a czasem skarg i… mi błogosławił. Tylko jeśli tak traktuję Jezusa, to dlaczego się potem dziwię, że On znika mi z pola widzenia i pytam wtedy: „Gdzie byłeś, Panie?” Gdzie byłeś, kiedy mnie spotykało to czy tamto. I cóż mi wtedy po pretensjach, skoro nie postawiłem Go na pierwszym miejscu w moim życiu, nie pozwoliłem Mu prowadzić mnie, tylko sam chciałem być pasterzem dla siebie samego.
Na jakiej podstawie mam słuchać Dobrego Pasterza? W jaki sposób uwiarygodnia swoją misję? Uderzają mnie tutaj słowa św. Piotra: Chrystus przecież również cierpiał za was… Nasz Pasterz nie jest taki, że jest odizolowany od owiec, daleki i przeczysty. To Pasterz, który przecierpiał wszystko, co było do przecierpienia. To Pasterz, który jest ubrudzony ziemią, krwią (wylaną za mnie), odrzuceniem. On w pełni rozumie mnie, bo przeżył (z nawiązką) to, co i ja przeżywam.
Mało tego. On, gdy Mu złorzeczono – nie złorzeczył. Gdy cierpiał – nie groził, nie mścił się, nie zamykał w sobie. A ja? W tym właśnie nie idę za Dobrym Pasterzem, bo tak często szukam zemsty, gdy mnie ktoś skrzywdzi, szukam odpłaty, żądam sprawiedliwości po ludzku, wydaję wyroki, osądzam w myślach i słowach… Kiedy tak robię, to nie idę za Pasterzem, lecz sam „wiem lepiej”, co jest dla mnie dobre.
Czuję jak bardzo potrzebuję oddać Mu wszystko. I to, co mi się udaje, i w czym doświadczam porażki. Oddać Mu swoje życie i śmierć, kim jestem i co posiadam, lepsze i gorsze chwile, talenty i dary oraz wady i grzechy. Absolutnie wszystko. Wtedy naprawdę pójdę za Dobrym Pasterzem i wtedy sam – kiedy przecierpię wszystko, co mam przecierpieć – stanę się pasterzem dla innych. Wtedy będę miał życie w obfitości i to życie będzie udziałem tych, którzy są wokół mnie.
kiedy przecierpię wszystko, co mam przecierpieć – stanę się pasterzem dla innych bo:
poraniony zrozumie poranionego
głodny zrozumie głodnego
zakochany rozumie zakochanego ….. i.t.d
człowiek „po przejściach” może świadczyć o Jezusie i Jego Miłości do mnie