Zaspokoić głód
Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. J 6, 35 – 40
Najpierw mała dygresja dotycząca pierwszego czytania (Dz 8, 1b – 8). Z powodu prześladowań wierzący się rozpraszają z wyjątkiem Apostołów. Gdzie jest granica między tym, by wytrwać do końca na miejscu, a tym, by uciec i uchronić życie? Bo obie postawy widzimy w Piśmie Świętym. I obie są potrzebne. Rozproszenie spowodowało jedno – Słowo Boże jest głoszone coraz większej liczbie osób. Jezus jest poznawany przez coraz to nowych ludzi. Uczniowie „zarażają” Dobrą Nowiną coraz szersze kręgi społeczne tak, że w Samarii po nauczaniu Filipa zapanowała wielka radość. Uciekać czy zostać? Gdzie jest większe dobro?
Jezus dziś obiecuje, że wiara w Niego zaspokoi wszelki głód i pragnienie. Jedno jest jednak dla mnie pewne – ten głód i to pragnienie nie zostaną w pełni zaspokojone tu, na ziemi. Karmiąc się Słowem i Ciałem Jezusa tu, na ziemi, zawsze pozostanę głodny i zawsze będę chciał więcej. Mój głód będzie powoli zaspokajany, ale nigdy nie zaspokojony. Podobnie z pragnieniem. Widzę to jako proces, który się we mnie toczy, ale nie kończy. Jestem powołany do nieskończoności i tu na ziemi nie jestem ukończony. A świat i to wszystko, co mi oferuje jest skończone, czasem wręcz bardzo blade i choćbym nie wiem, ile w siebie „pakował” – nawet o odrobinę mnie to nie zaspokoi.
Bo prawdą jest również to, bolesną na dodatek, że zbyt często próbuję zapchać moje serce namiastkami pokarmu. Kiedy nie przychodzę do Jezusa, kiedy Mu nie wierzę lub nie dowierzam – jak bohaterowie dzisiejszej ewangelii – wtedy zaczynam szukać po swojemu. Wypełniam pustkę byle czym, pragnę oświecić ciemności serca byle błyskotkami, zamiast prawdziwym Światłem. A Pan cierpliwie czeka, aż usiądę i oddam Mu to wszystko, aż pozwolę się nakarmić. W tym sensie mój głód jest błogosławiony – skoro to sam Bóg jest tym, który chce Go wypełnić. Moim zadaniem jest usiąść i jeść, usiąść w ciszy i karmić się Nim. Nic innego. Trwać bez względu na wszystko.
Uderzyło mnie przy tym wszystkim słowo „zaspokoić”. Bo ono, choć ma znaczenie „wypełnić”, to jednak bierze się ze słowa „spokój”, a może bardziej nawet „pokój”. Pokój serca, który zostaje „za-pełniony”. Nawet nie wiem, czy nie jest to tak, że Bóg w moim głodzie wypełnia serce pokojem i sprawia w ten sposób, że mniej zaczynam patrzeć na głód i się nim przejmować, mniej zwracać uwagę na to, czego mi brakuje (a zawsze czegoś będzie), a bardziej zwrócę moje oczy i serce ku Dawcy tego wszystkiego.
Mogę uciekać od prześladowań, ale nie od Chrystusa, który jest ze mną stale i mnie karmi. Moja ulubiona mistyczka średniowieczna, Juliana z Norwich wręcz powiedziała, że Chrystus jest naszą Matką. Właśnie tak Go określiła z uwagi na to, że nas karmi, troszczy się o każdego i przyszedł po to, by Ojciec nikogo nie stracił. Według Juliany Jezus zachowuje się jak Matka i potrafiła uzasadnić to teologicznie. Chcę trwać przy Jezusie i otwierać przed Nim moje serce – by mój głód wypełnił swoim pokojem.