Ile we mnie życia?
Wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Łk 17, 11 – 19
Zatrzymała mnie liczba trędowatych. Jest ich dziesięciu. Tyle samo padło „Słów” przy stwarzaniu świata i tyle samo padło „Słów”, kiedy Bóg dawał Izraelitom przykazania (Dekalog). To jakaś pełnia. Tylko że trąd był chorobą nieuleczalną, wyrzucającą człowieka poza margines społeczności. Poza tym trąd w Piśmie Świętym jest powiązany z grzechem. Można powiedzieć, że uosabiają oni w jakimś sensie zło, które było bardzo duże i przeciwne do tego, co czynił Bóg za pomocą Słowa.
Zawsze mnie zadziwia to, że nie można powiedzieć, w którym momencie zostali oczyszczeni. Mają iść pokazać się kapłanom, nic więcej. Posłusznie wykonują to polecenie. Po drodze wydarza się coś, co przerasta ich rozumienie. Ale do Jezusa wraca tylko jeden. Jeden z dziesięciu.
Zobaczyłem, że ci trędowaci uosabiają w jakiś sposób moje serce, w którym panuje tyle chaosu, grzechu i nieporządku. Jezus chce mnie uzdrowić z tego i dokonuje tego. Oczyszcza mnie z trądu grzechu, jeśli tylko zawołam na Niego: ulituj się nade mną! Ale zastanowiłem się nad tym, czy rzeczywiście tylko dziesiąta część mnie potrafi podziękować? Innymi słowy – czy moje dziękczynienie jest wystarczające? A w związku z tym, czy uświadamiam sobie, jak wielkie dobro uczynił dla mnie Bóg? Mam wrażenie, że nie zawsze to widzę i nie zawsze potrafię podziękować.
Dla św. Ignacego Loyoli niewdzięczność była jednym z najgorszych grzechów. Bo wskazywała na ślepotę, w której człowiek może tkwić. Przestał widzieć dobro, które Bóg dla niego czyni, a być może nawet sobie przypisuje to, co powinien oddać Bogu – chwałę! Tym, który powrócił podziękować był nie swój, lecz obcy, samarytanin. To też coś mówi. Bo do tego, co znane się zbyt mocno przyzwyczajam i wydaje mi się, że „to mi się należy”. Przestaję wtedy widzieć Boże działanie, a w konsekwencji przestaję dziękować. A z tym wszystkim związana jest wiara, którą Jezus znów pochwala i wskazuje na jej sprawczość przy tym cudzie. To wiara uzdrowiła samarytanina – wiara w moc Bożego Słowa. Tego samego Słowa, które stworzyło świat i które dało Dekalog. Słowo, które uzdrawia i wzbudza w konsekwencji wdzięczność. Ile jej we mnie jest? Bo tyle będzie we mnie życia…
wiara w moc Bożego Słowa.
Dzisiejsza Ewangelia, słowo o wdzięczności i jej braku, przypomniała mi sytuację z mojego życia, która mocno mi uświadomiła jak bardzo dziękczynienie jest w moim życiu „zdziesiątkowane”…
Kiedy po wielu trudnościach niedawno szczęśliwie doszłam do pomyślnej obrony magisterskiej, po fakcie bardzo szybko wpadłam w wir codziennych spraw, zupełnie zapominając jak wiele łaski i znaków Bożej obecności doświadczałam w tym trudnym okresie. Któregoś jednak dnia pewien mądry ksiądz, na wieść o bardzo dobrym wyniku mojego egzaminu i znając dobrze mękę związaną z dotrwaniem do niego, zadał mi zupełnie mimochodem pytanie: To kiedy msza dziękczynna? Właśnie… Nawet o tym nie pomyślałam. A przecież gdyby nie On ten okres byłby nie do zniesienia, a moje ograniczenia wewnętrzne nie do pokonania. Ale tak łatwo przeszłam nad tym do porządku dziennego, zapomniałam, przeoczyłam „idąc pokazać się kapłanom”.
Boże, daj mi oczy otwarte na Twoje działanie w moim życiu, daj serce pełne wiary w moc Twojego słowa, aby więcej było we mnie Życia!