Jestem głodny…

Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty. Łk 14, 15 – 24

Spotkania przy stole w dużo mniejszym stopniu służą zaspokajaniu głodu żołądka niż budowaniu relacji. Przecież siedząc i jedząc niczego nie „produkujemy”, nic nie wytwarzamy, nie ma żadnej „akcji”. A jednak jest to nam potrzebne bardziej, niż niejedno działanie, czy aktywność.

Stół służy do tego, by przy nim budować dobre, zdrowe relacje – by wzmacniać i pogłębiać miłość. Sytuacja, jaka panuje przy stole pokazuje „temperaturę” relacji. Dzisiejsze czasy bardzo mocno to pokazują. Wielu ludzi woli jadać na mieście, korzystać z fast food’ów, szukać rozmaitych wymówek – byle tylko nie zasiąść do wspólnego stołu. Nie chcą czuć się źle, sztucznie czy prowadzić jakąś pozorowaną grę. Relacje budują wszyscy, więc „wina” leży po każdej ze stron. Uciekamy z domu, szukamy czegoś na zewnątrz – nasz głód próbujemy zaspokoić na facebook’u czy w tym podobnych miejscach. Tymczasem budowanie relacji na żywo idzie nam bardzo topornie, albo w ogóle wolimy trzymać dystans. Tylko że bez relacji jesteśmy jak ryba wyciągnięta z wody. Łapczywie szukamy tlenu, otwierając szeroko pyszczek, ale wiemy dobrze, że grozi nam śmierć z uduszenia.

roraty_01Bo stół to przedziwne miejsce. Tu trzeba umieć stracić czas dla drugiego. Tu się nic nie wytworzy oprócz dobrego klimatu (albo złego), nic nie zbuduje, oprócz relacji. Dla niektórych jest to, być może, strata czasu. Inni nie widzą w tym żadnego sensu. Wspólne siedzenie przy stole wymaga odpowiedniego nastawienia: otwartości, szczerości, przekroczenia samego siebie i swoich tylko ambicji, swoich racji, odrobina empatii… Czy mnie na to stać? To jest wysiłek, a my dzisiaj chcemy, by wszystko przyszło lekko, łatwo i przyjemnie. Dlatego wolimy facebook. Tam się nie trzeba wysilać. A kiedy ktoś nam nie odpowiada, to się go wyrzuca ze znajomych jednym kliknięciem i wciąga się w orbitę swoich zainteresować kogoś innego. Również do czasu…

Prawdziwe relacje wymagają wysiłku, wymagają przebaczania – bo wszyscy jesteśmy słabi i niedoskonali. Budowanie relacji to cierpliwe siadanie do stołu i powolne napełnianie żołądka jedzeniem, a serca miłością. Bóg zaprasza mnie do takiego samego budowania relacji. Z jednej strony takim czasem, który trzeba stracić jest modlitwa. To w niej, przy stole Słowa, mogę nakarmić moją duszę miłością. Bo miłość jest owocem spotkania z Bogiem w moim sercu na modlitwie, a nie owocem mojego działania, apostolstwa czy innej aktywności. Miłością karmię się podczas tych „bezproduktywnych” spotkań z Bogiem na modlitwie czy Eucharystii. A w moim działaniu tę miłość dzielę z innymi, wyrażam i przekazuję dalej. Bo sam z siebie nie umiem kochać, potrzebuję zaczerpnąć ze Źródła Miłości – Boga.

Innym stołem jest Eucharystia, gdzie sam Bóg daje mi się w swoim Słowie i Chlebie. Tylko czy chcę przyjść? A nawet, gdy przychodzę – czy chcę wziąć? I nie chodzi tylko o przyjęcie komunii, choć przychodzenie na Mszę i nie przyjmowanie Jezusa też o czymś świadczy (zwłaszcza, gdy jest notoryczne). Czy pozwalam, by to spotkanie przy Stole mnie przemieniło, czy chcę wejść w relację z Bogiem, czy tylko odsiedzieć godzinkę w niedzielę i pójść dalej – ciągle głodny i nie zawsze zdający sobie z tego sprawę?

Bo jak buduję relację z Bogiem, podobnie będę budował z ludźmi. I jak buduję z ludźmi, tak też będę budował z Bogiem. Inaczej się nie da…

2 komentarze

  1. twoja.siostrzyczka
    5 lis, 2013

    Czy jezuitom się zdarza zaprosić jakąś świecką osobę na obiad? 🙂

  2. Bożena
    5 lis, 2013

    Relacje budują wszyscy, więc „wina” leży po każdej ze stron.

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *