Jak młode wino

Nie nalegaj na mnie, abym opuściła ciebie i abym odeszła od ciebie, gdyż gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę… Rt 1, 1 – 22

Te słowa mocno współbrzmią mi dziś z tym, co Jezus mówi w Ewangelii (Mt 22, 34 – 40). Które przykazanie jest największe? Całe Prawo i Prorocy, a więc cały Stary Testament opiera się na dwóch: miłości Boga ponad wszystko oraz miłości bliźniego jak siebie samego. Wszystkie te miłości są ze sobą połączone, wręcz splecione. Nie ma miłości Boga bez miłości bliźniego, a obu tych miłości nie ma bez miłości siebie samego.

Fragment jednej z tych cudownych książek, które czytam obecnie, otworzył mi oczy szczególnie na miłość samego siebie. Otóż jeżeli niektórych ludzi kocham bardzo, innych toleruję, jeszcze inni są mi obojętni, innych nie lubię, a są i tacy, których może nienawidzę – to w takim samym stopniu traktuję siebie. Pewną część siebie kocham (może tę najbardziej „cacy”), część zaledwie toleruję, część siebie jest mi obojętna, a jeszcze inną część – nienawidzę. W ten sam sposób zresztą traktuję również Boga. Kiedy głębiej nad tym pomyślałem, uświadomiłem sobie, jak przerażająca to prawda. I choć od jakiegoś już czasu modlę się o to, bym umiał kochać każdego bliźniego, także nieprzyjaciela, to jednak widzę, jak bardzo potrzebuję też zwrócić się ku sobie samemu. Bo jasnym jest dla mnie, że miłość, miłosierdzie i przebaczenie samemu sobie pozwala mi być takim samym wobec moich bliźnich. Niestety, wcielić to w życie jest bardzo trudno.

drogaPoruszyły mnie też słowa z księgi Rut, które zacytowałem na wstępie. One pokazały mi, na czym między innymi ma polegać miłość do Boga. Mam Go kochać całym sercem, całą duszą i całym umysłem – wszystkim, co mam i kim jestem. A w konkrecie to wyraża się właśnie tak – nie opuszczę Cię Boże, choćby się waliło i paliło, choćby całe moje życie legło w gruzach, choćby wszyscy Cię opuścili i namawiali mnie, bym zrobił to samo. Pójdę za Tobą, nawet w ciemno… nie – zwłaszcza w ciemno! Zwłaszcza tam, gdzie mój rozum nie będzie w stanie rozumieć, moje serce czuć, a nogi powłóczyć. Iść za Tobą jak Rut za Noemi, tak by wszystko Twoje stało się moim.

Wiem, że porywam się na wiele. Nawet nie wiem, czy podołam. Ale czuję, że siły do tego i łaska płyną od Niego. Gdybym miał iść tylko na swoim „paliwie”, już dawno bym zawrócił. To Jego miłość pcha mnie ciągle do tego, bym kochał. To Jego miłość rozlewa się nieustannie w moim sercu jak młode wino i dzięki temu każdego dnia mogę podejmować wysiłek by kochać siebie samego i moich bliźnich. On jest sprawcą tego wszystkiego, bez Niego nic uczynić nie mogę. Przyjmując Jego miłość, uczę się ją dawać sobie i innym. Nie ma innej drogi…

1 Comment

  1. szoga
    23 sie, 2013

    Miłość Boga, bliźniego, siebie .Dopiero w cieple Miłości Boga uczę się poznawać siebie , nie nienawidzieć za upadki, niedoskonałości, nie lękać słabości, uznawać swoją małość – to daje wolność, to naprawdę działa, a dodatkowo łagodzi kontakty bliźnimi.
    Panie Boże Twoja Miłość jest niesamowita, dzięki Ci za NIą.

Skomentuj szoga Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *