Przemiana Boga

Jezus… wyszedł na górę, aby się modlić. Łk 9, 28b – 36

Bierze ze sobą trzech najbliższych Mu uczniów i wychodzi na górę, aby się modlić. Dla mnie ten tekst jest zasadniczo o modlitwie. Pokazuje mi drogę modlitwy, którą i ja chciałbym przejść.

goraBo On i mnie bierze ze sobą na górę. Na górę, gdzie nie wchodzimy, lecz wychodzimy. Ten drobny szczegół językowy zawsze mnie porusza. By naprawdę się modlić trzeba bowiem wyjść – ze swego świata, zapatrzenia w siebie i swoje sprawy. Po to, by spotkać się z Innym, z Bogiem. Zresztą to samo dotyczy drugiego człowieka. By się z nim naprawdę spotkać, muszę niejako „wyjść z siebie”.

A tam, na górze, która w Biblii tradycyjnie jest miejscem modlitwy, czyli spotkania z Bogiem – tam On przemienia się wobec mnie. Bóg, który odsłania się przede mną. Jakby chciał przez to powiedzieć „Taki jestem!” W pierwszym rzędzie to nie ja mam się zmieniać, lecz patrzeć na Boga, który przemienia się dla mnie. To ma mnie przemienić. Bóg na modlitwie pragnie, bym pozwolił Mu się przemienić wobec mnie, a także bym pozwolił Mu przemienić mnie samego.

A moja postawa wobec tego wszystkiego? Podobna do Piotra i jego towarzyszy… zmorzony snem. Wcale nie jest łatwo stanąć przed Bogiem. Oni nie za bardzo wiedzą, co się dzieje. Sen pokazuje mi jedno – to Bóg jest działającym, to Bóg czyni coś dla nich, a oni są bierni, mogą tylko przyjmować. A i to w ograniczonym zakresie. Wiele o tym pisali mistycy, dla których ten tekst był inspiracją.

Kiedy Mojżesz i Eliasz już odchodzą i scena się powoli kończy, wtedy uczniowie się ocknęli, ale z tego wszystkiego nie bardzo wiedzą, co mówią. Dusza, która zobaczyła Boga, tak jak oni Go zobaczyli, chce w tym stanie pozostać – chce postawić namioty i już nie schodzić z tej góry. Ale tak się nie da, gdyż mowa jest o krzyżu. Bóg mówi o miłości i to przez wielkie M. Miłości szalonej, miłości ukrzyżowanej, cierpiącej i umierającej za mnie. Miłości, na którą nie jestem w stanie zasłużyć, kupić ją czy samodzielnie zdobyć.

Ta miłość staje się moim udziałem wtedy, kiedy wraz z Jezusem wychodzę na górę i pozwalam, by On przemienił się wobec mnie, by pokazał mi to, kim jest naprawdę. Ta postawa Boga domaga się ode mnie, bym uczynił to samo – stanął przed Bogiem taki, jaki jestem, bym Mu pokazał siebie naprawdę – bez masek, bez wybielania czy usprawiedliwiania, bez potępiania, bez kolorowania. Taki jaki jestem.

Ale do tego jeszcze długa droga. Panie, chcę wychodzić z Tobą na górę. Codziennie. Bez znużenia, wiernie. Nie będzie łatwo. A tam… pokażesz mi Ciebie. Wtedy zamilknę, bo nie będę w stanie mówić o tym, co zobaczę. To przerasta moje wyobrażenie. Nie ogarniam tego. Wtedy moje życie stanie się w pełni Twoją własnością.

1 Comment

  1. Bożena
    7 sie, 2013

    Panie mój , stoję przed Tobą tak jaka jestem . To Ty mnie stworzyłeś na swój wzór i podobieństwo. Podążam za Tobą każdego dnia. Podążam ze swoimi słabościami, niedoskonałościami i chcę się przemieniać każdego dnia , chce”wyjść” ze swojego świata , chcę żyć dla Ciebie podług Twego upodobania. Przemieniań mnie Panie 🙂

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *