Obłok

Wtedy to obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła przybytek. Wj 40, 16 – 21. 34 – 38

Pojawiają się w tej dzisiejszej lekturze dwa słowa, które bardzo mnie poruszają i są to miejsca, do których Bóg również mnie pociąga. Pierwsze z nich to Namiot Spotkania. Poczułem na modlitwie, że moim Namiotem Spotkania jest moje serce, w którym Bóg mieszka jak w świątyni. W tym opisie tworzenia Namiotu Spotkania zobaczyłem wielką troskę i pieczołowitość Mojżesza, by jak najlepiej urządzić miejsce spotykania się Boga z ludźmi. Zapytałem siebie o to, jak bardzo dbam o moje serce, o moją duszę jako miejsce mojego spotkania z Bogiem.

Mojżesz stawia przybytek, zakłada podstawy, ustawia dach, umieszcza poprzeczki oraz ustawia słupy. I nawet, gdy ten opis niewiele mi mówi o budowie Namiotu Spotkania, to każe mi jednak zerknąć do mojego serca. Każe mi zapytać siebie o moje podstawy i o mój dach, oraz o to wszystko, na czym ma się trzymać mój Namiot Spotkania. Bo łaska i przychodzenie Boga do mnie zależą całkowicie od Niego. Ale przygotowanie tego spotkania w moim sercu – zależy całkowicie ode mnie. Do tego zalicza się moje pragnienie spotkania się z Nim i warunki jakie stworzę. W nich zaś chodzi o to, bym miał czystą intencję – bym chciał się spotkać z Bogiem, a nie ze swoim egoizmem (można i tak wchodzić w modlitwę). Chodzi również o warunki zewnętrzne, na tyle, na ile jest to ode mnie zależne. Jednym z najważniejszych warunków jest cisza, przede wszystkim skupienie i uważność serca na przychodzącego Boga. Z tym wiąże się pewne umartwienie, swoista asceza przygotowująca mnie do modlitwy. Polega ona na strzeżeniu moich zmysłów, by nie zostały zbyt obciążone różnymi wrażeniami. Niestety trudno dzisiaj o to, gdyż zewsząd atakują nas obrazy i dźwięki, których nasz mózg nie jest w stanie przerobić. Na okrągło leci muzyka, z każdej strony wciskają się reklamy, programy tv czy internet. I kiedy siadam do modlitwy, to zamiast wejść w siebie, wejść do swojego Namiotu Spotkania, by spotkać się z Bogiem, ja niejako siedzę przed Nim i te wszystkie obrazy oraz dźwięki wracają do mnie, rozpraszając mnie.

oblokPorusza mnie jeszcze jedna rzecz. To obłok, który okrywa Namiot Spotkania. Ten symbol obłoku, jako uprzywilejowanego miejsca spotkania z Bogiem, jest widoczny w mistyce. Ale ja chcę być mistykiem. Nie chodzi o kogoś, kto żyje w jakimś nadzwyczajnym świecie z nadzwyczajnymi łaskami. Chcę być człowiekiem, który w każdej chwili jest złączony z Bogiem i który Bogu pozwala kierować całym swoim życiem. Ten obłok do tego jest właśnie potrzebny. Kiedy człowiek wchodzi w obłok, by spotkać się z Bogiem, nic nie widzi. Chmura zasłania wszystko, rzeczy stają się albo niewyraźne, albo wręcz ich nie widać. Człowiek jest wtedy zdany tylko na Boga. Jedyne, czego Bóg wtedy oczekuje od człowieka, by pozwolił się poprowadzić. Zaufać i pozwolić się poprowadzić. Nic więcej. Podobne znaczenie w mistyce ma pojęcie nocy (które najbardziej rozpropagował św. Jan od Krzyża).

Nie jest łatwo wejść w obłok Bożej obecności. Nie jest łatwo wejść w noc duszy. Bo wtedy tracę kontrolę nad swoim życiem. Nie za bardzo wiem, co się dzieje. Na zewnątrz wiem, co robić, wiem jak działać. Trzeba zrobić to czy tamto, pójść do pracy, ogarnąć dom, pozałatwiać sprawy. Mój umysł w tym nie jest zaćmiony. Ale jeśli chodzi o duszę… tu sprawa jest trudniejsza. Bo przestaję wiedzieć, dokąd idę. Jeśli nie pozwolę się prowadzić Bogu, to zaczynam błądzić albo szamotać się. Bo noc duszy albo bycie w obłoku jest bardzo niewygodne. Czasem mam wręcz paniczną potrzebę kontrolowania swojego życia duchowego. To ja przecież wiem lepiej, jak się modlić, jak pokierować moją pobożnością, jakie praktyki duchowe stosować, aby żyć w pocieszeniu duchowym, aby dobrze się rozwijać. Okazuje się to jednak swoistą mrzonką. Bo to Bóg jest autorem mojego życia i to On wie lepiej ode mnie, czego potrzebuje moja dusza. I abym naprawdę mógł wzrastać i iść do przodu, abym się rozwijał ku pełni mojego życia w Chrystusie – wprowadza mnie czasem w obłok albo noc, kiedy przestaję wiedzieć, co się ze mną dzieje. Modlę się wtedy, ale mam wrażenie, że to kiepska modlitwa i do niczego prowadzi, że jest jałowa, sucha i bez fajerwerków, że nic nie czuję. Mam wrażenie, że jest ona po prostu bezowocna. Jedyne, co mam wtedy robić – wytrwać. Nic więcej. Bóg sam mnie wtedy prowadzi, a ja po pewnym czasie – kiedy obłok zaczyna unosić się nad Namiotem Spotkania – widzę, ile Bóg dla mnie uczynił i wtedy mogę iść dalej.

Tylko tak trudno mi jeszcze pozwolić Mu na to wszystko…

1 Comment

  1. ELa
    2 sie, 2013

    bardzo, bardzo pięknie napisane…

Skomentuj ELa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *