Uwierz tylko
Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. J 14, 27 – 31a
Imponuje mi dziś św. Paweł. Zostaje ukamienowany, wywleczony za miasto. On mimo to przeżywa. Przychodzą do niego uczniowie, podnosi się i… idzie dalej (Dz 14, 19 – 28). Być może jest zaprawiony w różnych przeciwnościach. A może to kwestia wiary i całkowitego zakorzenienia w Bogu. Szuka zabezpieczenia tylko w Nim, dlatego nie straszne mu takie sytuacje i jest na nie stale gotowy. I nie tylko to. Kiedy tylko wychodzi cało z opresji (jak i tym razem), nie zniechęca się i dalej głosi Ewangelię.
Brak mi takiej wiary. Uświadomiłem to sobie na dzisiejszej modlitwie. Zobaczyłem, że daleko mi do postawy Pawła – dla mnie żyć to Chrystus, a śmierć to zysk. Jeszcze zbytnio lękam się o siebie, swoje życie, zabezpieczenie go na różne sposoby. A przecież walka będzie trwała. To również mnie dziś uderzyło, że Jezus daje swoim uczniom pokój. Zapytałem siebie – jaki? Bo przecież nieraz mówił, że nie przyszedł dać ziemi pokój, lecz rozłam, że córka wystąpi przeciw matce, a synowa przeciw teściowej, itp. O jakim pokoju więc mówi dziś Pan?
I jeszcze słowa o odejściu. Mam wrażenie, że dla wielu ludzi poczucie nieobecności Boga jest trudne do zniesienia. Dla mnie chwilami również. A Jezus mówi, że powinniśmy się z tego radować, bo On idzie do Ojca. Być może rozum to jakoś łapie, ale serce? Przecież jeśli się kogoś kocha, to chce się z nim być. Stale. Więc nie o obecność fizyczną czy uczuciową tylko tu chodzi.
To wszystko „zrozumieć” może tylko wiara. Ma ona w sobie niesamowitą siłę. Potrafi chodzić po wodzie, choć to tak niestały „grunt”. Rodzi się z czegoś tak wydawałoby się ulotnego, jak słuchanie Słowa – a jest czymś najtrwalszym na świecie. Bo przecież tylu ludzi, którzy ginęli i nadal umierają za wiarę. Za wiarę, to znaczy za co? Za relację do Boga, za to że są Jego przyjaciółmi, że Go czczą, uwielbiają (we wspólnocie i osobiście) i są posłuszni Jego słowu. Wiara, której ziarenko gorczycy wystarczy, by czynić największe cuda. Coś tak małego, kruchego, słabego… a jednocześnie mającą taką moc, która przekracza nawet śmierć.
Nie rozumiem Cię Panie, ale wierzę. Nie mam czasem sił, by iść dalej, ale wierzę. Buntuję się i wierzgam – ale wierzę. Ciężko mi przyjąć życie, takim jakie ono jest, ale wierzę. Tak trudno mi przebaczyć samemu sobie… ale wierzę. A jeśli nawet są to sprzeczności – Ty, Panie, potrafisz zbudować most pomiędzy najodleglejszymi nawet brzegami mojej niespójności, wewnętrznej sprzeczności czy lęku. Daj mi Twój pokój, Panie!
Szuka zabezpieczenia tylko w Nim,
Powoli do takiego wniosku dochodzę , że na nic moje zamartwiania, układania, chcenia. Jeżeli w każdym wydarzeniu mojego życia jest BÓG i w tym pokładam moją nadzieję. Przestaję się zamartwiać i lękać. Codziennej odpowiedzi a może podpowiedzi szukam w Pismie Św. Pan przemawia Swoim Słowem. Uczę się rozeznawania ?:))