Syn Pocieszenia
Nikt z nich nie cierpiał niedostatku… Dz 4, 32 – 37
Poruszyły mnie dziś te słowa. Często się mówi o tym, że św. Łukasz opisał w nich pierwotną, idealną wspólnotę, która dzisiaj nie miałaby za bardzo racji bytu. Bardzo możliwe. Te słowa jednak pokazały mi trochę inne przestrzenie duchowe, które otwierają się na głębszym poziomie.
Najpierw to, że wiara potrzebuje wyzbyć się zabezpieczeń. Jest złożeniem swojego życia całkowicie w ręce Boga. Mam wrażenie, że dzisiaj wielu ludziom brakuje wiary. Doświadczyłem tego choćby spowiadając przed świętami mnóstwo ludzi. Brak wiary nie przeszkadza jednak w przychodzeniu i korzystaniu z sakramentów, które przyjmuje się z wyuczonego przyzwyczajenia. Część ludzi po prostu źle by się czuła, gdyby w święta nie poszła do spowiedzi lub do komunii św. Ale wcale to nie oznacza, że Bóg jest dla nich kimś ważnym, a nawet – paradoksalnie – że w Niego wierzą. Bo wiara jest przylgnięciem do osoby, jest powierzeniem swojego życia Komuś, kto nas stworzył i ciągle strzeże.
Ten tekst mówi o ludziach, którzy mieli wszystko wspólne i nikomu niczego nie brakowało, bo wielu z nich sprzedawało wszystko i dawało jakby do wspólnej kasy. Trochę na tym polega ubóstwo ślubowane przez zakonników: wszystko, co otrzymają czy zarobią oddają do wspólnej kasy i z tej samej kasy biorą to, co jest im potrzebne (nie mając niczego na boku, „tylko dla siebie”, etc.). Sprzedawanie wszystkiego, co się posiada by dać to do wspólnego to wyraz głębokiej wiary, bo przecież traci się poczucie bezpieczeństwa, zabezpieczenia swojego losu. Składa się je w ręce kogoś innego. Wiary jest więc we mnie tyle, ile jestem w stanie pozbywać się powoli różnych życiowych zabezpieczeń i polis. W ogóle w wierze nie chodzi o to, by czegoś więcej zdobywać, ale by się więcej pozbywać (umieć tracić, jak mówi Jezus – kto straci swoje życie z mego powodu, ten je zyska). Nie chodzi tylko o kwestie materialne. Chodzi o wszystko. Brzmi radykalnie? Tak, bo Bóg i wiara są czymś radykalnym. Oczywiście nie da się jednego rozwiązania zastosować do każdego człowieka. Każdy potrzebuje to ukonkretnić zgodnie ze swoim powołaniem i kontekstem życia. Sedno sprawy jednak pozostaje to samo.
A tym, co z tego wynika jest to, iż nikt z nich nie cierpiał niedostatku. Nie cierpiał dlatego, że ktoś się o niego troszczył – każdemu też rozdzielano według potrzeby. Ta wiara, o której wyżej wspomniałem, tutaj ma swoje ukonkretnienie. Doświadczenie pokazuje, że człowiek, który jest mocno zajęty zabezpieczaniem swojego życia, zapada się w sobie i nie jest w stanie zobaczyć, czy wokół siebie nie ma kogoś, kto by cierpiał niedostatek. Brak wiary prowadzi do braku miłości bliźniego. Znaczące jest, być może, w tym kontekście to, iż wymienia się z imienia jednego człowieka, który pokazuje wzór swojej wiary – pozbywa się swojego zabezpieczenia i oddaje je w ręce Apostołów. Na imię ma „Syn Pocieszenia”. Jego wiara daje pocieszenie innym.
Skojarzyło mi się to wszystko z ewangelią, gdzie Jezus mówi Nikodemowi o nowym narodzeniu z Ducha (J 3, 7 – 15). Może na tym ono właśnie polega, że człowiek pozwala się prowadzić Duchowi i w Nim składa całą swoją nadzieję – będąc człowiekiem wiary, staje się dzięki mocy Bożej – Parakletem (Pocieszycielem). Oczywiście, nie staje się Duchem Świętym, lecz na Jego wzór…
Duchu Sw. prowadź mnie dziś i każdego dnia. Namaszczaj Swoją mocą każdą sytuację mojego życia. Tobie to Panie WSZYSTKO ODDAJĘ. Ty jesteś moim zabezpieczeniem, bo wiesz czego mi potrzeba :))