Trędowaty przyszedł…

A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. Mk 1, 40 – 45

Dużo w tym dzisiejszym tekście gestów. Trędowaty upada przed Jezusem na kolana, ten zaś wyciąga rękę, dotyka go, odprawia. Przykazuje mu, by nic nie mówił, lecz pokazał się kapłanowi, złożył ofiarę. Słowa mają dużą moc, gesty zaś coś znaczą i w pewien sposób nadają słowom sens. Są ich ukonkretnieniem. Bardzo tego doświadczam teraz, kiedy mogę w hospicjum w sposób konkretny spotykać się z drugim człowiekiem – za pomocą pracy, pielęgnacji czy drobnych gestów. Można wiele ciepłych słów mówić do człowieka cierpiącego i jest to na pewno ważne i potrzebne. Ale są momenty, w których nic nie zastąpi potrzymania za rękę czy nawet zwykłe siedzenie przy łóżku.

Jezus uczy mnie tych gestów miłości, szczególnie, że to, co czyni dzisiaj jest nie do przyjęcia w tamtych czasach. Trędowatego nie wolno było dotykać, zajmować się nim, pomagać. Tym mocniejszy, wyrazistszy jest Jego gest, tym bardziej wymowny.

Ale zastanowiło mnie też to, że to trędowaty przyszedł do Jezusa. Znam i doświadczam Boga, który jest Pierwszy w przychodzeniu do mnie, gdyż Jemu bardziej zależy na mnie niż mnie samemu. Zapytałem więc siebie: co oznacza, że trędowaty przyszedł do Jezusa. W sensie duchowym zobaczyłem, że przecież Bóg mieszka we mnie i tam jest pierwsze miejsce, gdzie On na mnie czeka. Więc moje przyjście do Niego to nic innego, jak uświadomienie sobie tej Jego obecności w moim życiu i wejście z Nim w relację. To uświadomienie sobie moich najgłębszych pragnień i wejście w siebie – by tam spotkać się z Nim.

To tam właśnie może się spotkać moje „chcę” z Jego „chcę”. Tam może się spotkać moja wola z Jego wolą, moja wolność z Jego wolnością. To spotkanie dokonuje się we mnie, nie na zewnątrz mnie.

I jeszcze ten przykaz Jezusa, by uzdrowiony nic nie mówił, lecz poszedł i się pokazał… Kiedy doświadczę dotknięcia Jezusa to mam nic nie mówić innym o Jezusie, tylko pokazać im, co On dla mnie uczynił. Bo chyba na tym polega świadectwo – to ukazanie Boga działającego w moim życiu, a nie Boga – teorię. To nie piękne słowa o Nim, lecz to moje życie, które On dotknął i uzdrowił.

1 Comment

  1. Bożena
    18 sty, 2013

    Jego obecności w moim życiu i wejście z Nim w relację. W relację niesamowitej zażyłości i wielkiej przyjaźni 🙂

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *