Oto Baranek Boży

Przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi. J 1, 29 – 34

Zatrzymały mnie na modlitwie te właśnie słowa. Jan chrzci wodą, aby przygotować ludzi na przyjście Mesjasza, ale jednocześnie czyni to po to, by ten Mesjasz, Syn Boży objawił się, pokazał ludowi. Tak sobie pomyślałem, że mój chrzest jest również po to – by w moim życiu i przeze mnie objawił się Jezus – dla tych, którzy są wokół mnie. Moje życie wiarą ma ukazywać Jezusa, który przychodzi. Być może to banał, rzecz jasna, ale jakoś dzisiaj mnie to uderzyło na nowo.

Mam ukazywać Jezusa, który przychodzi. A przychodzi jako „Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. A więc przeze mnie ma się dokonywać odpuszczanie grzechów. Czynię to nie tylko w sakramencie pojednania, który sprawuję wobec ludzi. Czynię to wtedy, kiedy staję się dla innych przebaczeniem i pojednaniem, kiedy moją zasadą życia, moim stylem życia jest przebaczenie i przebłaganie za grzechy własne i cudze. O tym już wcześniej pisałem, ale teraz mi się to przypomniało i na nowo mnie poruszyło. Mam, po prostu, stawać się coraz bardziej podobny do Chrystusa we wszystkim.

Uderzyło mnie dzisiaj coś jeszcze. Jan kilka razy powtarza o chrzczeniu wodą, by mógł się objawić Zbawiciel. Chrzest, jak i każdy inny sakrament, to łaska Boża, to sam Bóg który jest niewidzialny, a który przychodzi pod postacią widzialnych znaków. Woda, olej, chleb, wino, stuła, słowo, gest… To, co widzialne łączy się z tym, co niewidzialne. Fascynuje mnie to, że Bóg tak bardzo nas kocha, że w Jezusie połączył te dwie rzeczywistości – wydawałoby się nie do połączenia: widzialne z niewidzialnym, duchowe z cielesnym. A przecież wiemy dobrze, że to, co cielesne jest słabe, grzeszne, niedoskonałe, upadające, mające różne skazy, niedoróbki… Właśnie w to wszedł Bóg i w tym sobie upodobał. I jak ciężko mi to czasem przyjąć i zaakceptować, a nawet pokochać. Największe herezje w historii Kościoła właśnie w to uderzały: albo negowały ciało (liczyło się tylko to, co duchowe, co „doskonalsze”, bardziej „perfekcyjne”), albo negowały ducha (liczy się tylko materia, to co widać).

Złego ducha bardzo poniża to, że Chrystus się wcielił, że zbawienie przychodzi przez to, co cielesne. Bo on jest duchem i to doskonałym, był najbliżej Boga i po buncie został strącony. Nie może – w swojej pysze – pogodzić się z tym, że on, ktoś tak duchowy i przez to doskonały – został poddany komuś, kto jest cielesny, słaby, upadający. Sakramenty bardzo mocno to pokazują. Pokazuje to nasza pokorna modlitwa, nasza walka duchowa i to wszystko, co dobrego czynimy na tym widzialnym, materialnym, „cielesnym” świecie.

Bardzo mnie to pociesza i podnosi, szczególnie w chwilach słabości. Podnosi mnie to, że Bóg akceptuje… nie, to złe słowo, za małe… że Bóg kocha mnie z moją cielesnością, z tym co we mnie słabe, niedoskonałe, pokręcone, niedorobione… On po to przyszedł na świat, by stać się Barankiem Bożym, gładzącym mój grzech, podnoszącym mnie ze słabości i czyniącym ze mnie dziecko Ojca. Jego chrzest w Jordanie, o którym dzisiaj czytamy – w wersji św. Jana – o tym mówi bardzo wyraźnie.

Jezu Chryste, bądź uwielbiony w Twoim Wcieleniu, przyjściu na świat i zbawieniu, które mi przynosisz! Niech Twoja łaska i miłość przemieniają moje słabe życie i promieniują na ludzi wokół mnie! Chcę być do Ciebie podobny we wszystkim i całkowicie do Ciebie należeć!

1 Comment

  1. Bożena
    3 sty, 2013

    Niech Twoja łaska i miłość przemieniają moje słabe życie i promieniują na ludzi wokół mnie!

Submit a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *