Wydać siebie

Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. (1 J 2, 3 – 11)

Zatrzymałem się dzisiaj na dwóch poruszeniach płynących z dzisiejszych czytań. Jedno z Ewangelii – uświadomiłem sobie, że Jezus, w tym pierwszym okresie swojego życia jest „bierny”. Odkrywcze, prawda? Wiadomo, że taki jest, bo jest dzieckiem, które nie potrafi robić niczego innego, jak być… dzieckiem właśnie, całkowicie wydanym w ręce swoich rodziców. Jak choćby dzisiaj (Łk 2, 22-35). Rodzice idą z Nim, troszczą się o Niego, jedyne, co robi Jezus – przyjmuje wszystko, co Go spotyka, przyjmuje miłość i troskę swoich rodziców. Jednak przyszła mi do tego myśl, że skoro mam być podobny do Chrystusa, to również mam całkowicie wydać się w ręce Ojca i być od Niego całkowicie zależnym. Jak dziecko.

Zobaczyłem dużą trudność w sobie, by kimś takim być. Bo jednak pragnienie kontroli siebie i swojego życia głęboko we mnie siedzi. I niby chcę powierzyć się Bogu całkowicie, ale tak często sam kontroluję wszystko, co się dzieje we mnie i wokół mnie. Trudno zdobyć się na pewną „bierność” w relacji do Boga, trudno pozwolić Bogu, by się o mnie zatroszczył (co zresztą robi, ale tak często się na to nie zgadzam, tak często chcę „po swojemu”) – tak, jak troszczył się o nowo narodzonego Jezusa.

To jednak nie wszystko. Święty Jan wskazuje mi dzisiaj, na czym polega prawdziwa „znajomość” czyli miłość do Boga. Nie jest ona troszczeniem się tylko o siebie samego i o swoje życie. Bo z jednej strony mam pozwolić, by Bóg się o mnie troszczył, zaufać Mu tak mocno, jak tylko potrafię. Z drugiej strony – mam kochać mojego brata, mam kochać bliźniego. A przecież wiemy dobrze, że ten brat nie zawsze jest „aniołem”, nie zawsze jest dla mnie życzliwy i dobry. Tak często spotyka mnie krzywda czy różne przeciwności z jego strony. Ta miłość więc jest związana z przebaczeniem, z pojednaniem, z przeciwdziałaniem wszelkiej zemście i odwetowi.

Zdałem sobie sprawę, że Jezus wysoko stawia mi „poprzeczkę”. Bo trudno mi zarówno oddać moje życie Bogu, powierzyć Mu siebie samego w całkowitym zaufaniu, ale trudno również oddać swoje życie bliźniemu, kochając Go w sposób czynny, przebaczając i w ten sposób wypełniając przykazania, o których mówi dziś św. Jan. A jednak w tym jest światłość, w tym prawdziwe dobro i szczęście.

Panie Jezu, udziel mi tej łaski, bym w moim życiu szedł po Twoich śladach najlepiej, jak będę umiał, oddając moje życie Tobie oraz moim bliźnim. Naucz mnie prawdziwej miłości płynącej z krzyża.

 

4 komentarze

  1. Kinga
    29 gru, 2012

    „Jezus wysoko stawia mi „poprzeczkę”. (…) A jednak w tym jest światłość, w tym prawdziwe dobro i szczęście.”

    Panie Jezu, daj mi odwagę zbliżenia się do Twojego światła, pozwól mi odkrywać, że tylko miłość oparta na pełnym zaufaniu Tobie i wydawaniu życia bliźnim prowadzi mnie do pełni życia i pokoju.

  2. Bożena
    29 gru, 2012

    Panie Jezu, udziel mi tej łaski, bym w moim życiu szedł po Twoich śladach

  3. Bożena
    29 gru, 2012

    Naucz mnie prawdziwej miłości płynącej z krzyża.Właśnie wtedy gdy boli, gdy czuję się źle…………

  4. Natalia
    29 gru, 2012

    Ja również przez wiele lat chowałam w sobie gniew do mojego taty, który mnie bardzo skrzywdził lecz tak prawdę i prawdziwie pozwoliła mi przebaczyć jemu moja miłość do niego, której po mimo tak wielkiego zranienia nie przestałam czuć, bo wiem, że i ja też byłam winna. Ale to wszystko jest ogromnym dziełem Pana Boga, który na de mną czuwa!!!

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *