Poznać Chrystusa
Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego… Łk 12, 8 – 12
Bardzo poruszyły mnie dzisiaj te słowa na modlitwie i uświadomiłem sobie, że przyznać się do kogoś mogę wtedy, kiedy go znam. Do obcych ludzi się nie przyznajemy. Żeby się więc przyznać do Chrystusa wobec innych, muszę najpierw Go poznać.
A poznać Chrystusa? Temat – rzeka. Ale skoro On jest obecny w moim życiu, w mojej codzienności, to poznaję Go właśnie w tej codzienności, kiedy robię to, co do mnie należy, kiedy działam zgodnie z moim powołaniem. Uświadomiłem sobie moje różne ucieczki, marnowanie czasu na bzdury, szukanie przyjemnostek dla „zabicia czasu” albo z nudów… to momenty, w których bardziej jestem skoncentrowany na sobie i na połechtaniu swojego ego, aniżeli na byciu z Jezusem, na poznawaniu Go.
Nie chodzi o to, by rezygnować ze słusznego wypoczynku, rekreacji czy wszelkich form regeneracji sił. Nie chodzi ani o ilość czasu (bo niekiedy potrzeba długiego urlopu, by zregenerować siły), ani o sposób jego spędzania – lecz o serce i jego motywacje. Czy robię coś, by naprawdę odpocząć, czy robię coś, bo „się nudzę” albo „uciekam przed czymś”… Do tego potrzebuję szczerości względem samego siebie, by umieć swoje motywacje zdemaskować przed samym sobą, przyznać się do tego.
I jeszcze jedna myśl… Mam się nie bronić, kiedy mnie będą ciągać po urzędach i władzach w sprawie wiary. Nasunęły mi się znów myśli o wolności serca. Nie być przywiązanym absolutnie do nikogo i niczego oprócz Boga – nawet do własnego życia. Bo nie obmyślać obrony jest ryzykowne – pokazuje całkowite zaufanie Bogu. I uświadomiłem sobie, może po raz kolejny, ale jeszcze mocniejszy, że tam, gdzie prawdziwa wolność (gdzie nie mam wewnętrznego przymusu, żadnej determinacji, lecz moje „chcę”) – tam jest Bóg w moim życiu i to jest pewne. Bo jestem stworzony na obraz Jego wolności.