Milczenie w życiu duchowym (II)
Boimy się milczenia i ciszy. Często przeraża nas to. Przy tej okazji warto zdać sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy – milczenie Boga. Zanim Bóg powiedział „niech się stanie światłość” – milczał. Jakby z tego milczenia Boga rodzi się świat – przestrzeń, w której żyjemy, która jest naszym domem. Czy Bóg jest obecny w naszym świecie w sposób oczywisty? Nie! Objawia się i zarazem ukrywa. Posyła swoje Słowo i zarazem milczy. Odkryć milczenie Boga i się nim zachwycić – milczeniem, które bardziej może przemawiać niż wiele słów.
Jak wielu ludzi denerwuje milczenie Boga. Jak często Bóg jest uważany za kogoś, kto w obliczu naszych nieszczęść i trudności – milczy i nic nie robi. Tak często nas ono denerwuje, wkurza, bo chcielibyśmy, by Bóg ciągle działał, by nie przestawał nas wspierać. My nie wierzymy, że milczenie Boga może być naszym wsparciem, nie wierzymy, że Bóg milczący jest ciągle po naszej stronie. Jednak Bóg jest z nami w tych tragediach. Co my robimy, kiedy kogoś z naszych bliskich spotyka nieszczęście, płacze, nie może się pogodzić z czymś? Najczęściej tym, co możemy zrobić to być z kimś i współodczuwać – milczeć, bo w obliczu wielu tragedii słowa stają się za małe. Czy Bóg, który sam cierpiał, nie jest wtedy z nami – jak Przyjaciel – w taki właśnie sposób: milczący, obecny i współczujący z nami? Czy jest wtedy bezsilny? Na krzyżu jest bezsilny – po ludzku – ale tu jest Jego ostateczne zwycięstwo. W milczeniu krzyża, śmierci i zmartwychwstania dokonuje się nasze odkupienie.
Milczenie Boga może nas wpędzić w kryzys, ale… to dobrze. To nas może „zmusić” do milczenia i sprawić, że zaczniemy słuchać – i Jego, i siebie samych i drugiego człowieka. Milczenie i kryzys, który może ono w nas wywołać, mają tak naprawdę dobroczynny wpływ na nas – pozwalają wejść w głąb siebie samych i spotkać się tam z Bogiem. Może milczącym. Ale czy uciążliwe jest dla dwóch przyjaciół, kiedy milczą i dobrze się ze sobą czują? Bo milczenie Boga albo milczenie z Bogiem to też kwestia relacji z Nim. Dwojgu przyjaciół milczenie nigdy nie przeszkadza. Czasem jest ono bardziej wymowne i zrozumiałe niż tysiące słów. Kiedy jednak takiej relacji nie ma – milczenie staje się krępujące, czasem wręcz zawstydza i ma coś z atmosfery „cichych dni” w znaczeniu jak najbardziej negatywnym. Czy pozwalam sobie na milczenie przy Bogu i czy dobrze mi z tym? Jakie uczucia to milczenie we mnie wywołuje? Czy mam z Nim taką relację, że milczenie z Bogiem mnie nie krępuje?
Dlaczego boimy się milczenia? Bo milczenie wydaje się pustką. A my nie lubimy pustki, bo w nią jest wpisane ubóstwo, wyrzeczenie. Pustka prowadzi nas do lęku przed śmiercią. Nie wierzymy, że w pustce możemy spotkać Boga, w tej pustce, która wypływa z milczenia.
Syn marnotrawny musiał skonfrontować się z nicością, musiał wszystko stracić i dotknąć swojej nędzy, by móc uwierzyć w miłość swego Ojca. Samarytanka, która prosiła Jezusa o żywą wodę musiała się skonfrontować ze swoim pustym sercem (pięciu mężów, problem z miłością), by mogła naprawdę spotkać się z Jezusem. Łotr, wiszący po lewej stronie Jezusa najpierw musiał uznać pustkę swego życia i jego klęskę – że wisi na krzyżu słusznie, by mógł usłyszeć: „Dziś będziesz ze mną w raju”. By zyskać życie najpierw trzeba je stracić. By je wypełnić miłością, najpierw trzeba zamilknąć i doświadczyć pustki.
Ale ta pustka jest w nas na co dzień. Nasze wybory prowadzą nas do niej. Bo wybrać coś oznacza zarazem wyrzec się czegoś. Wybierając taką czy inną pracę, jednocześnie zostawiam wszystkie inne. Żeniąc się z tą konkretną kobietą, wyrzekam się wszystkich innych. Nie jest problemem dla nas dokonywanie wyborów, lecz właśnie to wyrzeczenie. Bo chcielibyśmy i zjeść ciastko i mieć ciastko, lecz tak się nie da żyć. Nasza trudność to wyrzeczenie, czyli wejście w stan pustki. Do tego jesteśmy zaproszeni. Mówią nam o tym choćby błogosławieństwa (Mt 5). Jezus nazywa błogosławionymi ludzi ubogich, głodujących, płaczących, prześladowanych, tzn. tych, których ręce są puste, brzuchy są puste. Lecz w tę właśnie pustkę wchodzi Bóg i przez to staje się błogosławiona, a nie przeklęta (jak myśli świat). Potrzebujemy pustki w naszym życiu, potrzebujemy milczenia.
Życie przynosi nam pustkę i chodzi o to, czy ją przyjmuję, czy jej „chcę”, czy też odrzucam, zapycham czymś, zagłuszam. By móc usłyszeć drugiego człowieka i zrozumieć go, potrzebuję w pewien sposób stać się „pusty”, tzn. zostawić swoje stereotypy, własne sądy, myśli. Inaczej słuchając go, będę bardziej skoncentrowany na tym, co moje. To samo dotyczy wszelkich relacji z bliźnimi. W wielu sytuacjach potrzebuję odłożyć na dalszy plan to, co „moje” – moje plany, mój interes. Wystarczy wymienić takie relacje jak rodziców z dziećmi, szefów wobec pracowników, duszpasterzy wobec ludzi. Tu jest też kwestia, czy potrafię stać się na tyle „pusty”, by zaufać Bogu.
Tylko ten, kto umarł, może zmartwychwstać. Tylko ten, kto oddał wszystko, może przyjąć wszystko. W Eucharystii – tylko to, co zostało Bogu ofiarowane, jest w Nim przeistoczone i ponownie darowane człowiekowi w komunii jako prezent.
cdn.
Byłam na rekolekcjach gdzie codziennie była adoracja Najświętszego Sakramentu. Miałam z tym pewien problem, bo jakoś zupełnie nie potrafiłam modlić się na różańcu, po prostu mi to nie szło, próbowałam mówić Panu Jezusowi o różnych sprawach, polecać inne osoby, ale to mnie męczyło, byłam zmęczona moim gadulstwem ( a co dopiero Pan Jezus) i w końcu zamilkłam. Postanowiłam po prostu pobyć blisko Pana Jezusa, po prostu być i wtedy przestałam się męczyć.
Teraz mam mało okazji by trwać przed Przenajświętszym Sakramentem ale tęskno mi …. Teraz pomyślałam, że to może była wskazówka, dar, którego nie wykorzystałam, bo przecież mogę być blisko Pana Jezusa, bo On jest zawsze blisko tylko mnie nie ma.
Panie Jezu chcę być blisko Ciebie zawsze.
Wiele jest cennych myśli na długie refleksje nad sobą i moją relacją z Bogiem w tym tekście. Ale ze jedną z nich wyjątkowo dziękuję…
Zatrzymała mnie już w pierwszych dwóch akapitach myśl o milczeniu Boga. Jakże ja łatwo zapominam te łaski, których doświadczyłam od Boga! A jedną z bardziej pamiętnych i ważnych dla mojego życia duchowego była łaska bolesnego doświadczenia milczenia Boga.
To było już ładnych parę lat temu. Nagle jak by ktoś zgasił w moim życiu światło. Zawsze gorliwa w praktykach religijnych, myśląca, że rozgryzłam Boga, zharmonizowałam Jego myślenie i wolę z moją własną. I pewnego dnia po prostu zniknął. Przerażało mnie to, nie dawało funkcjonować. Radziłam się wielu osób, błagałam Go o pomoc. Ale nic to nie dawało. Czułam jakby wymazał mnie ze swojej wielkiej Księgi Życia, odwrócił się plecami, zapomniał…
I dopiero wtedy chyba pierwszy raz w życiu zrozumiałam jak bardzo Go kocham. Że moje życie właśnie bez Niego, Jego istnienia, a nie kiedy tylko milczy, byłoby pustką, byłoby niemożliwym do zniesienia koszmarem. I kiedy się poddałam temu czym mnie tak boleśnie doświadczał i przyjęłam to, bo zrozumiałam, że nic innego nie potrafię, że tylko w Nim jest mój sens, moje szczęście, ogrom łaski i pokoju jaki zrodził się w moim sercu był nie do opisania. Dopiero w tym milczeniu, w tej pozornej nieobecności, w jakiś sposób Go odnalazłam, stał się dla mnie realnie obecnym…
Tak szybko wypadło mi z głowy tamto wyjątkowe doświadczenie… Dlaczego? Może temu, co ciemne we mnie bardzo na tym zależało… Ale dziś to wszystko wróciło! I teraz nie pozwolę sobie tego zabrać, nie zapomnę!
Boże, dziękuję Ci, że Ty kogo kochasz tego doświadczasz! Z wielkiej miłości!